Lata 60-te, Londyn. 16-latka, Jenny, prowadzi życie stosowne do swojego wieku, choć nieprzystające do jej aspiracji. Chodzi do szkoły, przygotowuje się do egzaminów na studia, jest pilną uczennicą i gra w szkolnej orkiestrze. Rzeczywistość ją jednak nudzi. Jest bardzo bystra, wygadana i marzy o Oxfordzie. Jej rodzice to ludzie przewidywalni i porządni, zależy im tylko na tym, żeby córka była dobrze wyedukowana. Pewnego dnia Jenny poznaje sporo starszego od siebie mężczyzną i nagle, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, jej życie zamienia się w krainę czarów. David okazuje się być człowiekiem bywałym i światowym, natychmiast nawiązuje porozumienie z rodzicami Jenny i zabiera ją na koncerty, wystawy i wycieczki. Przestaje istnieć obowiązek powrotu do domu przed zmrokiem, zaczynają się kłamstwa, malutkie intrygi, Jenny skacze na główkę do nowego świata i jest oczarowana. Wiadomo, taka historia może się potoczyć albo bardzo źle, albo bardzo dobrze. Tutaj mamy upadek z wysokiej chmury i szybki kurs dojrzałości, bo oczywiście okazuje się, że żadna bajka nie może trwać wiecznie. David okazuje się być wilkiem w owczej skórze, Jenny mimo niewątpliwej inteligencji podejmuje masę głupich decyzji, jej rodzice tracą grunt pod nogami i w pewnym momencie wszyscy są bardzo nieszczęśliwi i zagubieni. Jednak tragedii na końcu nie ma, a może powinna być, ku przestrodze.
Obejrzałam ten film (długo czekał na dysku, chyba ponad rok), bo w zeszłym roku wszyscy piali górnym C z zachwytu nad nim i chciałam zwyczajnie zweryfikować. Ileż się naczytałam i nasłuchałam w recenzjach o "bajce o wchodzeniu w dorosłość" o "fenomenalnej historii". Zawiodłam się bardzo. Fakt, to jest bajka. Historie znajomości nieletnich panienek z dorosłymi facetami statystycznie kończą się dużo gorzej niż w tym filmie, choć jest większa akceptacja takich związków niż w pokazanych w filmie latach 60-tych. Moim zdaniem temat został potraktowany za lekko, a zakończenie mnie zabiło swoją głupotą. Warto jednak ten film obejrzeć, choćby ze względu na Carey Mulligan, której kariera nabiera tempa, a rozpędziła się na dobre właśnie po tym filmie.
Obejrzałam ten film (długo czekał na dysku, chyba ponad rok), bo w zeszłym roku wszyscy piali górnym C z zachwytu nad nim i chciałam zwyczajnie zweryfikować. Ileż się naczytałam i nasłuchałam w recenzjach o "bajce o wchodzeniu w dorosłość" o "fenomenalnej historii". Zawiodłam się bardzo. Fakt, to jest bajka. Historie znajomości nieletnich panienek z dorosłymi facetami statystycznie kończą się dużo gorzej niż w tym filmie, choć jest większa akceptacja takich związków niż w pokazanych w filmie latach 60-tych. Moim zdaniem temat został potraktowany za lekko, a zakończenie mnie zabiło swoją głupotą. Warto jednak ten film obejrzeć, choćby ze względu na Carey Mulligan, której kariera nabiera tempa, a rozpędziła się na dobre właśnie po tym filmie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz