Najnowsza Mission Impossible: Ghost Protocol jest naprawdę dobrym filmem rozrywkowym,który ma wszystko, co trzeba. Dzieje się w kilku spektakularnych miejscach, między innymi w Dubaju (choć zdjęcia z Moskwy też są niczego sobie). Ekipa wozi się fajnymi samochodami, sprzęt którego używają jest oczywiście najnowszy, najlepszy i najszybszy, a misja do wykonania jest niebezpieczna (jak zawsze). Do tego wszystkiego Tom Cruise, który ma i poczucie humoru i chłopięcy urok i mimo upływu lat nadal skacze po niebotycznych budynkach jak kozica. I jak wisienka na torcie - Simon Pegg, który wzbudza uśmiech na twarzy nawet jak siedzi i nic nie mówi. Miał epizod w 3 Mission Impossible i chyba tak się spodobał, że dostał w czwartej części całkiem sporą rolę. Nadal zajmuje się komputerami. I nosi świetne koszulki. Warto wybrać się do kina na część czwartą, można się pośmiać i trzyma w napięciu. Popcornowa rozrywka na najwyższym poziomie, genialne sceny przebieranek i naprawdę dobrzy aktorzy.
Z tej okazji postanowiliśmy sobie przypomnieć także poprzednie odsłony niemożliwych misji:) Pierwsza jest taaaaka stara, że ciężko się ją ogląda, ale była kręcona w Pradze, więc jest co powspominać jak ktoś był. Część druga to totalny odjazd, bo reżyserował John Woo, który w pewnych momentach tak popłynął, że kino rodem z Hong Kongu się chowa. Trzecia część jest chyba najlepszą ze wszystkich czterech, intygra jest najbardziej wciągająca i nowinki techniczne robią wrażenie. Tak czy siak Mission Impossible to kawał historii kina rozrywkowego i świetny przegląd wszelkich technicznych "wow" z czasu w którym kręcony był dany film. I można się świetnie wyluzować. Wiadomo, że Ethan Hunt uratuje świat w najlepszym z możliwych stylów.
piątek, 30 grudnia 2011
109-112. Mission Impossible: Ghost Protocol i pozostałe trzy misje
wtorek, 27 grudnia 2011
Cathi Hanauer - Jędza w domu
Książka jest reklamowana jako zbiór historii prezentujących różne podejście do związków, rodziny, macierzyństwa i wszystkiego co z tym związane. Przeczytałam szybko - opowiadania/eseje/relacje - są krótkie i zwięzłe. 26 Amerykanek różnych profesji (jednak głównie związanych z pisaniem) opowiada o swoich związkach, spełnionych i zawiedzionych oczekiwaniach, mówią o swoich partnerach, poszukiwaniu miłości. Wbrew entuzjastycznym komentarzom na obwolucie książki nie znalazłam tam nic dla siebie,a przeczytane historie nie skłoniły mnie do refleksji nad moim życiem.
"Jędza w domu" jest dość tendencyjna, nie są to jakieś głębokie przemyślenia, a spora część z nich wydała mi się oderwana od rzeczywistości. Wyłania się z niej obraz irytującej, stereotypowej kobiety, która ciągle czegoś szuka, ma kłopoty z konkretyzowaniem oczekiwań i generalnie się miota. Poza tym cytowane panie to nie jakieś przeciętne "szare myszki" tylko redaktorki, autorki, bywałe w świecie i dość dobrze sytuowane. Być może ich wielkie uczuciowe dylematy wzięły się z nudów i być może dlatego trudno mi się było zidentyfikować z ich wydumanymi problemami. Często bardzo infantylnymi.
Podsumowując - nic specjalnego, a do tego po raz kolejny przekonałam się, że nie lubię literatury kobiecej i poradników. I mam nadzieję, że żaden facet tego nie przeczyta, bo książka ta wystawia kobietom kiepską opinię.
108. Catch 44
poniedziałek, 26 grudnia 2011
107. Puss in boots
if it doesn't say SLAP, it's not a SLAP WATCH
piątek, 23 grudnia 2011
96 -106. Jedenastka ostatnio obejrzana.
Gone Baby Gone – bardzo ciekawy film reżyserowany przez Bena Affleck'a. Para (mieszana) detektywów zajmuje się bardzo przykrą sprawą porwania dziewczynki. Następuje ono w dość biednej i patologicznej dzielnicy, w dziwnych okolicznościach i ciężko jest się z kimkolwiek dogadać. Film jest bardzo ponury – po pierwsze sama sprawa jest niewesoła, wpływa bardzo na relację między głównymi bohaterami; poza tym ma wiele warstw, i pod każdą odskrobaną znajdują jeszcze większy syf. Zakończenie jest zaskakujące, a film naprawdę wart obejrzenia. Grają: Casey Affleck i urocza Michelle Monaghan.
Minority Report – pewnie wszyscy oglądali już dawno temu. Z pewnością wtedy to było „wow”,a i dziś nie sposób nie docenić technicznych rozwiązań w tym filmie i samego pomysłu, ale nie robi takiego wrażenia jak w dniu premiery. Jedyne co się przez te lata nie zmieniło to fakt, że Tom Cruise jest nadal piękny,młody i za chwilę powróci w kolejnej Mission Impossible, która zapowiada się na mega film akcji.
The Conspirator – film historyczny, o zabójstwie Abrahama Lincolna i procesach z tym związanych. Strasznie długi, nudnawy, choć temat jest bardzo ciekawy i mógł powstać porywający obraz. Narracja jest smętna i skomplikowana. Jedynym jasnym punktem jest James McAvoy, ale nie dał rady unieść na plecach tego wszystkiego. Jak dla mnie – można pominąć.
The Debt – bardzo dobry film, choć akcja toczy się niespiesznie i nie ma sensacyjnych pościgów oraz lania po mordzie. Reklamuje go swoją twarzą Helen Mirren, która jest boska, niezależnie od tego co gra, jednak w tym filmie aż tak dużo jej nie ma. Gra dojrzałą wersję głównej bohaterki. Jest ona agentką Mossadu, która wraz z dwoma mężczyznami – agentami ma za zadanie unieszkodliwić człowieka o pseudonimie Chirurg z Birkenau. Film obejmuje dwa plany – 30 lat temu i chwile w miarę aktualne. Intryga rozwija się powoli, ale postaci są bardzo ciekawie pokazane, sama historia też wciąga. Na tle szybkich filmów o niczym, ten wypada świetnie.
The Guard – totalny odlot. Produkcja w głównej mierze irlandzka. Prosta historia o irlandzkim stróżu prawa, który zostaje zmuszony do walki z gangsterami. Film jest niesamowity w swej absurdalności, jest świeży, zabawny, smutny, refleksyjny, porąbany i cudowny. W rolach głównych plejada i pomniejsze gwiazdy władające ładną angielszczyzną lub jej kompletnie niezrozumiałymi wersjami: Brendan Gleeson, Liam Cunningham, Don Cheadle.
Killer Elite – jak jest Statham powinna być impreza, ale tu jakoś słabo to wypada. Niby wszystko jest – pościgi, zawodowi mordercy, intryga, niebezpieczeństwo, polityka i terroryści, i nawet Robert De Niro i Clive Owen, ale jakoś szału nie ma. Pewnie kwestia gustu.
The Rise Of The Planet Of The Apes – film jest absolutnie doskonały od pierwszej do ostatniej minuty. Bardzo ładnie pokazana jest co się dzieje, kiedy człowiek za bardzo ingeruje w naturę i za mocno ją ulepsza. Jestem pod wrażeniem samej historii, ale też świetnej realizacji, bez niepotrzebnego epatowania przemocą i efektami specjalnymi. Z całego serca polecam ten film, w którym prawie nic się nie mówi, i może nawet nie dzieje się tak dużo. Jednak daje do myślenia.
Contagion – sytuacja znana: jakaś niezidentyfikowana choroba atakuje najpierw jedną osobę, potem dziesięć, a później liczby idą w miliony ofiar. Co ma zrobić kraj od którego się zaczęło, jak ma zachować się świat, jak szybko można stworzyć szczepionkę i kto najpierw powinien ją dostać? Kto na tym zarobi, a kto nie ma szans? Przykry film i bardzo aktualny. W rolach główych plejada gwiazd: Gwyneth Paltrow, Matt Damon, Kate Winslet, Laurence Fishburne, Jude Law, Marion Cotillard.
Crazy Stupid Love – komedia romantyczna o tym jak to jest trafić znowu na rynek randkowy jak się ma 40 lat i jest się w trakcie rozwodu. Momentami bardzo zabawny, czasem uroczy, niekiedy bardzo amerykański. Generalnie lekki, łatwy, przyjemni i sympatyczny. Warto rzucić okiem ze względu na uroczą dwójkę: Ryan Gossling, Emma Stone.
Set Up – film akcji z 50 Centem w jednej z głównych ról. Kto oglądał teledyski tego człowieka wie, że talentem aktorskim nie grzeszy. Jedyną osobą, która potrafi to robić w tym filmie jest Bruce Willis. Dla niego warto obejrzeć ten filmik.
Moneyball – biedny baseball konkuruje z bogatym baseballem. Co jest kluczem do stworzenia dobrej, wygrywającej wszystko drużyny? Kasa, ładne buzie, a może tylko i wyłącznie statystyka? Tego usiłuje się dowiedzieć Brad Pitt. W tym filmie wygląda staro, strasznieeee, najwyraźniej gromada dzieci plus Angelina odbijają się na zdrowiu. Film ciekawy, choć dość skomplikowany w odbiorze dla kogoś kto nie interesuje się baseballem. Ale i tak warto.
94. Cowboys and aliens; 95. Conan the Barbarian
Trudno mi jest zrecenzować te filmy w sposób wnikliwy, ponieważ pierwszy – po godzinie – załączyliśmy na tryb szybkiego przewijania i resztę dokończyliśmy w 10 minut, bez głosu. Nie wiem, jaki był zamysł reżysera i scenarzysty. Być może w ich głowach to wyglądało wspaniale i zabawnie, niestety film okazał się boleśnie nudny i pozbawiony sensu.
Conan Barbarzyńca.. Odpuściliśmy po 30 minutach. Koszmarnie głupkowaty główny bohater (grany przez człowieka,który doskonale wcielił się w rolę Khala Drogo w „Game of thrones”, nie do wiary, że to ten sam aktor), dużo darcia mordy i krew sikająca z niebywałym rozmachem we wszystkie strony. Podobno w kinach było w 3D, kolejna niezrozumiała rzecz.
Reasumując: nie polecamy, a wręcz odradzamy.
93. In time
Kolejna aktorska próbka Justina Timberlake'a. Sam pomysł na film – bardzo dobry. Znajdujemy się w świecie, gdzie walutą jest czas. Za kawę dwie minuty, za bilet autobusowy pół godziny i tak dalej. Miasta są podzielone na dzielnice, z których nie ma szansy przedrzeć się dalej – bo trzeba mieć bardzo dużo czasu. Czyli generalnie – bieda ledwo łączy koniec z końcem, a bogacze w bezpiecznej odległości opływają w luksusy i czas właśnie. Dodatkowo, gdy kończy się 25 lat człowiek dostaje rok gratis i zatrzymuje się proces starzenia, więc wszyscy są piękni i młodzi, i trudno odróżnić żonę od córki. Jednak jeśli nie ma się czasu, to życie się kończy, jakby ktoś wyjął wtyczkę.
Główny bohater, grany przez Justina, mieszka w bardzo biednej dzielnicy i przez przypadek zostaje obdarowany kosmiczną ilością lat. Oczywiście wszyscy chcą mu je ukraść, on nie zdąża podzielić się czasem z matką, która umiera. To wszystko wpływa na jego decyzję, żeby wyrwać się ze swojej dzielnicy i i utrzeć trochę nosa bogaczom.
Na ekranie partneruje Timberlake'owi Amanda Seyfried. Nie ma między nimi jakiejś szczególnej chemii, a sam film jest taki sobie. Zamysł był naprawdę ciekawy, tylko realizacja nie wyszła tak do końca. Jest trochę drewnianie i bez polotu, ale spokojnie da się obejrzeć.