Uroczy film, pomimo niekiedy hardkorowych żarcików. Fajne połączenie tego, co amerykańskie i tego, co brytyjskie. Historia jest dość prosta. Pewna wytwórnia płytowa - której szefa gra Puff Daddy i jest w tej roli mega komiczny- potrzebuje czegoś/kogoś, co podniesie ich z dołka. Jeden z pracowników - w tej roli Jonah Hill, misiowaty i zabawny; wpada na pomysł, że trzeba reaktywować karierę nieco już zakurzonego brytyjskiego rockmana - w tej roli Russell Brand (narzeczony Katy Perry). No i się zaczyna. Rockmana trzeba przywieźć na koncert z Londynu do Nowego Yorku, w stanie nadającym się do spożycia - czyli pilnować go jak dziecka, wyrywać mu narkotyki z ręki i dużo z nim pić i imprezować. Dzielny asystent z trudem wywiązuje się z tej roli, ale wszystko dobrze się kończy. Pomijając wątki muzyczne, w tak zwanym międzyczasie dowiadujemy się sporo o życiu prywatnym obydwu panów, które nie jest ani proste, ani wesołe. Naprawdę fajny film, dużo dobrej muzyki, a Russell Brand to jakieś objawienie - ma ogromny talent komiczny i dramatyczny i już się nie mogę doczekać kolejnych filmów z jego udziałem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz