Najnowsza Mission Impossible: Ghost Protocol jest naprawdę dobrym filmem rozrywkowym,który ma wszystko, co trzeba. Dzieje się w kilku spektakularnych miejscach, między innymi w Dubaju (choć zdjęcia z Moskwy też są niczego sobie). Ekipa wozi się fajnymi samochodami, sprzęt którego używają jest oczywiście najnowszy, najlepszy i najszybszy, a misja do wykonania jest niebezpieczna (jak zawsze). Do tego wszystkiego Tom Cruise, który ma i poczucie humoru i chłopięcy urok i mimo upływu lat nadal skacze po niebotycznych budynkach jak kozica. I jak wisienka na torcie - Simon Pegg, który wzbudza uśmiech na twarzy nawet jak siedzi i nic nie mówi. Miał epizod w 3 Mission Impossible i chyba tak się spodobał, że dostał w czwartej części całkiem sporą rolę. Nadal zajmuje się komputerami. I nosi świetne koszulki. Warto wybrać się do kina na część czwartą, można się pośmiać i trzyma w napięciu. Popcornowa rozrywka na najwyższym poziomie, genialne sceny przebieranek i naprawdę dobrzy aktorzy.
Z tej okazji postanowiliśmy sobie przypomnieć także poprzednie odsłony niemożliwych misji:) Pierwsza jest taaaaka stara, że ciężko się ją ogląda, ale była kręcona w Pradze, więc jest co powspominać jak ktoś był. Część druga to totalny odjazd, bo reżyserował John Woo, który w pewnych momentach tak popłynął, że kino rodem z Hong Kongu się chowa. Trzecia część jest chyba najlepszą ze wszystkich czterech, intygra jest najbardziej wciągająca i nowinki techniczne robią wrażenie. Tak czy siak Mission Impossible to kawał historii kina rozrywkowego i świetny przegląd wszelkich technicznych "wow" z czasu w którym kręcony był dany film. I można się świetnie wyluzować. Wiadomo, że Ethan Hunt uratuje świat w najlepszym z możliwych stylów.
piątek, 30 grudnia 2011
109-112. Mission Impossible: Ghost Protocol i pozostałe trzy misje
wtorek, 27 grudnia 2011
Cathi Hanauer - Jędza w domu
Książka jest reklamowana jako zbiór historii prezentujących różne podejście do związków, rodziny, macierzyństwa i wszystkiego co z tym związane. Przeczytałam szybko - opowiadania/eseje/relacje - są krótkie i zwięzłe. 26 Amerykanek różnych profesji (jednak głównie związanych z pisaniem) opowiada o swoich związkach, spełnionych i zawiedzionych oczekiwaniach, mówią o swoich partnerach, poszukiwaniu miłości. Wbrew entuzjastycznym komentarzom na obwolucie książki nie znalazłam tam nic dla siebie,a przeczytane historie nie skłoniły mnie do refleksji nad moim życiem.
"Jędza w domu" jest dość tendencyjna, nie są to jakieś głębokie przemyślenia, a spora część z nich wydała mi się oderwana od rzeczywistości. Wyłania się z niej obraz irytującej, stereotypowej kobiety, która ciągle czegoś szuka, ma kłopoty z konkretyzowaniem oczekiwań i generalnie się miota. Poza tym cytowane panie to nie jakieś przeciętne "szare myszki" tylko redaktorki, autorki, bywałe w świecie i dość dobrze sytuowane. Być może ich wielkie uczuciowe dylematy wzięły się z nudów i być może dlatego trudno mi się było zidentyfikować z ich wydumanymi problemami. Często bardzo infantylnymi.
Podsumowując - nic specjalnego, a do tego po raz kolejny przekonałam się, że nie lubię literatury kobiecej i poradników. I mam nadzieję, że żaden facet tego nie przeczyta, bo książka ta wystawia kobietom kiepską opinię.
108. Catch 44
poniedziałek, 26 grudnia 2011
107. Puss in boots
if it doesn't say SLAP, it's not a SLAP WATCH
piątek, 23 grudnia 2011
96 -106. Jedenastka ostatnio obejrzana.
Gone Baby Gone – bardzo ciekawy film reżyserowany przez Bena Affleck'a. Para (mieszana) detektywów zajmuje się bardzo przykrą sprawą porwania dziewczynki. Następuje ono w dość biednej i patologicznej dzielnicy, w dziwnych okolicznościach i ciężko jest się z kimkolwiek dogadać. Film jest bardzo ponury – po pierwsze sama sprawa jest niewesoła, wpływa bardzo na relację między głównymi bohaterami; poza tym ma wiele warstw, i pod każdą odskrobaną znajdują jeszcze większy syf. Zakończenie jest zaskakujące, a film naprawdę wart obejrzenia. Grają: Casey Affleck i urocza Michelle Monaghan.
Minority Report – pewnie wszyscy oglądali już dawno temu. Z pewnością wtedy to było „wow”,a i dziś nie sposób nie docenić technicznych rozwiązań w tym filmie i samego pomysłu, ale nie robi takiego wrażenia jak w dniu premiery. Jedyne co się przez te lata nie zmieniło to fakt, że Tom Cruise jest nadal piękny,młody i za chwilę powróci w kolejnej Mission Impossible, która zapowiada się na mega film akcji.
The Conspirator – film historyczny, o zabójstwie Abrahama Lincolna i procesach z tym związanych. Strasznie długi, nudnawy, choć temat jest bardzo ciekawy i mógł powstać porywający obraz. Narracja jest smętna i skomplikowana. Jedynym jasnym punktem jest James McAvoy, ale nie dał rady unieść na plecach tego wszystkiego. Jak dla mnie – można pominąć.
The Debt – bardzo dobry film, choć akcja toczy się niespiesznie i nie ma sensacyjnych pościgów oraz lania po mordzie. Reklamuje go swoją twarzą Helen Mirren, która jest boska, niezależnie od tego co gra, jednak w tym filmie aż tak dużo jej nie ma. Gra dojrzałą wersję głównej bohaterki. Jest ona agentką Mossadu, która wraz z dwoma mężczyznami – agentami ma za zadanie unieszkodliwić człowieka o pseudonimie Chirurg z Birkenau. Film obejmuje dwa plany – 30 lat temu i chwile w miarę aktualne. Intryga rozwija się powoli, ale postaci są bardzo ciekawie pokazane, sama historia też wciąga. Na tle szybkich filmów o niczym, ten wypada świetnie.
The Guard – totalny odlot. Produkcja w głównej mierze irlandzka. Prosta historia o irlandzkim stróżu prawa, który zostaje zmuszony do walki z gangsterami. Film jest niesamowity w swej absurdalności, jest świeży, zabawny, smutny, refleksyjny, porąbany i cudowny. W rolach głównych plejada i pomniejsze gwiazdy władające ładną angielszczyzną lub jej kompletnie niezrozumiałymi wersjami: Brendan Gleeson, Liam Cunningham, Don Cheadle.
Killer Elite – jak jest Statham powinna być impreza, ale tu jakoś słabo to wypada. Niby wszystko jest – pościgi, zawodowi mordercy, intryga, niebezpieczeństwo, polityka i terroryści, i nawet Robert De Niro i Clive Owen, ale jakoś szału nie ma. Pewnie kwestia gustu.
The Rise Of The Planet Of The Apes – film jest absolutnie doskonały od pierwszej do ostatniej minuty. Bardzo ładnie pokazana jest co się dzieje, kiedy człowiek za bardzo ingeruje w naturę i za mocno ją ulepsza. Jestem pod wrażeniem samej historii, ale też świetnej realizacji, bez niepotrzebnego epatowania przemocą i efektami specjalnymi. Z całego serca polecam ten film, w którym prawie nic się nie mówi, i może nawet nie dzieje się tak dużo. Jednak daje do myślenia.
Contagion – sytuacja znana: jakaś niezidentyfikowana choroba atakuje najpierw jedną osobę, potem dziesięć, a później liczby idą w miliony ofiar. Co ma zrobić kraj od którego się zaczęło, jak ma zachować się świat, jak szybko można stworzyć szczepionkę i kto najpierw powinien ją dostać? Kto na tym zarobi, a kto nie ma szans? Przykry film i bardzo aktualny. W rolach główych plejada gwiazd: Gwyneth Paltrow, Matt Damon, Kate Winslet, Laurence Fishburne, Jude Law, Marion Cotillard.
Crazy Stupid Love – komedia romantyczna o tym jak to jest trafić znowu na rynek randkowy jak się ma 40 lat i jest się w trakcie rozwodu. Momentami bardzo zabawny, czasem uroczy, niekiedy bardzo amerykański. Generalnie lekki, łatwy, przyjemni i sympatyczny. Warto rzucić okiem ze względu na uroczą dwójkę: Ryan Gossling, Emma Stone.
Set Up – film akcji z 50 Centem w jednej z głównych ról. Kto oglądał teledyski tego człowieka wie, że talentem aktorskim nie grzeszy. Jedyną osobą, która potrafi to robić w tym filmie jest Bruce Willis. Dla niego warto obejrzeć ten filmik.
Moneyball – biedny baseball konkuruje z bogatym baseballem. Co jest kluczem do stworzenia dobrej, wygrywającej wszystko drużyny? Kasa, ładne buzie, a może tylko i wyłącznie statystyka? Tego usiłuje się dowiedzieć Brad Pitt. W tym filmie wygląda staro, strasznieeee, najwyraźniej gromada dzieci plus Angelina odbijają się na zdrowiu. Film ciekawy, choć dość skomplikowany w odbiorze dla kogoś kto nie interesuje się baseballem. Ale i tak warto.
94. Cowboys and aliens; 95. Conan the Barbarian
Trudno mi jest zrecenzować te filmy w sposób wnikliwy, ponieważ pierwszy – po godzinie – załączyliśmy na tryb szybkiego przewijania i resztę dokończyliśmy w 10 minut, bez głosu. Nie wiem, jaki był zamysł reżysera i scenarzysty. Być może w ich głowach to wyglądało wspaniale i zabawnie, niestety film okazał się boleśnie nudny i pozbawiony sensu.
Conan Barbarzyńca.. Odpuściliśmy po 30 minutach. Koszmarnie głupkowaty główny bohater (grany przez człowieka,który doskonale wcielił się w rolę Khala Drogo w „Game of thrones”, nie do wiary, że to ten sam aktor), dużo darcia mordy i krew sikająca z niebywałym rozmachem we wszystkie strony. Podobno w kinach było w 3D, kolejna niezrozumiała rzecz.
Reasumując: nie polecamy, a wręcz odradzamy.
93. In time
Kolejna aktorska próbka Justina Timberlake'a. Sam pomysł na film – bardzo dobry. Znajdujemy się w świecie, gdzie walutą jest czas. Za kawę dwie minuty, za bilet autobusowy pół godziny i tak dalej. Miasta są podzielone na dzielnice, z których nie ma szansy przedrzeć się dalej – bo trzeba mieć bardzo dużo czasu. Czyli generalnie – bieda ledwo łączy koniec z końcem, a bogacze w bezpiecznej odległości opływają w luksusy i czas właśnie. Dodatkowo, gdy kończy się 25 lat człowiek dostaje rok gratis i zatrzymuje się proces starzenia, więc wszyscy są piękni i młodzi, i trudno odróżnić żonę od córki. Jednak jeśli nie ma się czasu, to życie się kończy, jakby ktoś wyjął wtyczkę.
Główny bohater, grany przez Justina, mieszka w bardzo biednej dzielnicy i przez przypadek zostaje obdarowany kosmiczną ilością lat. Oczywiście wszyscy chcą mu je ukraść, on nie zdąża podzielić się czasem z matką, która umiera. To wszystko wpływa na jego decyzję, żeby wyrwać się ze swojej dzielnicy i i utrzeć trochę nosa bogaczom.
Na ekranie partneruje Timberlake'owi Amanda Seyfried. Nie ma między nimi jakiejś szczególnej chemii, a sam film jest taki sobie. Zamysł był naprawdę ciekawy, tylko realizacja nie wyszła tak do końca. Jest trochę drewnianie i bez polotu, ale spokojnie da się obejrzeć.
poniedziałek, 24 października 2011
Berliner Kindl Bock Hell
90 - 92 Komedie
Pierwsza to "Cedar Rapids", komedia niszowa. Opowiada historię życiowego sieroty Tima, który całe życie spędził w rodzinnej wiosce w USA, nigdy nie ruszał się po za jej obręb, nie mówiąc już o takich atrakcjach jak nocowanie w hotelu czy lot samolotem. Tim - w wyniku bardzo dziwnego zbiegu okoliczności - ma okazję przeżyć wiele nowości jednocześnie w związku z delegacją na którą zostaje wysłany w trybie pilnym i niespodziewanym. Ląduje więc w hotelu, wraz z dziesiątkami innych agentów ubezpieczeniowych i... dzieje się. Film jest zaskakujący i nietypowy, toczy się w swoim tempie, jest momentami zabawny, czasem trochę smutny, ale to miła odskocznia od papki serwowanej teraz wszędzie. W roli głównej koleś bez zęba z "Hangover" - Ed Helms.
Druga komedia to "Arthur". Jak się okazuje w trakcie - nieco romantyczna. Bogaty facet z syndromem Piotrusia Pana musi się pilnie ożenić, żeby nie zostać wydziedziczonym. Matka podsuwa mu kandydatkę - mającą dolary w oczach, napaloną na wszystko co się rusza panią prezes o boskich kształtach. Arthurowi generalnie też chodzi tylko o kasę, więc nie wzrusza go małżeństwo pod przymusem, dopóki oczywiście nie spotyka na swojej drodze prawdziwej miłości (motyw znany i oklepany, ale tu ma parę złotych momentów). Cudowną postacią w tym filmie jest niania głównego bohatera, którą gra Hellen Mirren, dla niej warto ten film obejrzeć, choć nie jest za mocny. To kolejna produkcja bazująca na dziwnym uroku i zachowaniu Russel'a Brand'a. Ja tam go lubię, choć mam świadomość, że jest ogólnie męczący. Generalnie jako film: trzy, jako komedia: dwa, szóstka za Mirren.
Trzeci film to "Horrible Bosses". Tutaj nie ma żadnych pytań i zastrzeżeń, film w kategorii "komedia" wygrywa. Jest zabawny, bez chamskich dowcipów, ciągle coś się dzieje i jest świetnie obsadzony. Historia też jest super - trzech przyjaciół tak nienawidzi swoich szefów, że marzą o ich śmierci i zawiązują pakt, żeby słowa obrócić w czyny. Nie są jednak zbyt biegli w sztuce snucia intryg, nie mówiąc o mordowaniu, więc nie wszystko idzie zgodnie z planem. W roli szefów z piekła rodem - doskonali w swoich rolach Kevin Spacey, Jennifer Aniston (przekonująca dentystka - nimfomanka) i Colin Farrell. Bardzo polecamy ten film, już dawno nie było tak dobrej komedii!
niedziela, 23 października 2011
88. Colombiana i 89. Hanna
Motto Hanny to "Adapt or die". Hanna jest dzieckiem, które całe życie spędziło w lesie, polując na łosie i czytając stare książki. Jedynym towarzyszem na pustkowiu zasypanym śniegiem jest jej ojciec. Nadchodzi jednak dzień, gdy Hanna czuje się gotowa na opuszczenie bezpiecznego domu. Zderzenie ze światem okazuje się niełatwe, a na jaw wychodzą tajemnice, których poznanie ma straszne konsekwencje. Film jest ciekawy, dość zaskakujący, realizowany w pięknych i odjazdowych sceneriach. Uwagę przykuwa Saoirse Ronan (grała w Lovely Bones); ciekawą postać stworzyła także Cate Blanchett. Warto obejrzeć.
sobota, 22 października 2011
Flying Dog - Doggie Style
Brew Masters
„Brew Masters” to serial Discovery poświęcony perypetiom browaru rzemieślniczego Dogfish Head z USA. Na jego czele stoi Sam Calagione, bardzo charyzmatyczna postać z amerykańskiego rynku piwnego. Oglądając przygody Sama i jego współpracowników możemy dowiedzieć się szczegółów z produkcji piwa, jego historii, a także jak prowadzić i rozwijać mały rzemieślniczy browar. „Brew Masters” pokazuje, że świat nie składa się tylko z bezsmakowych nudnych komercyjnych pilsów, a piwa zagraniczne to znacznie więcej niż Carlsberg i Heineken. Program ma bardzo ciekawą formułę. Z jednej strony towarzyszymy Samowi w inspirujących podróżach dookoła świata w poszukiwaniu zaginionych receptur czy pomysłów na piwo dla Sony Music, a z drugiej patrzymy na rozwój i codzienną prace browaru Dogfish Head. Seria składa się z 6 odcinków i została wyprodukowana przez moją ulubioną postać ze świata kulinarnego - Anthony Bourdain. Discovery Channel zdjął program po naciskach wielkich piwnych korporacji, które również spowodowały że w Stanach zostało wyemitowanych tylko 5 z oryginalnych 6 odcinków. Polecam wszystkim ciekawych dobrego piwa i jedzenia.
czwartek, 20 października 2011
87. Green Lantern
86. Hangover II
wtorek, 11 października 2011
85. Transformers 3
Dzieje się w tym filmie zbyt wiele, żeby wszystko streścić, więc polecamy obejrzenie. Długo czekaliśmy na możliwość zobaczenia tego filmu w idealnej kopii we własnym domu i po raz kolejny okazało się, że bez 3D film jest doskonały. Warto było czekać.
Katherine Neville - Ósemka i Gra
piątek, 7 października 2011
Suits
Głównymi bohaterami są: Harvey - kipiący pewnością siebie prawnik z wieloletnim doświadczeniem, pracujący w firmie obracającej milionami dolarów. Zupełnie przypadkiem, w wyniku przedziwnego zbiegu okoliczności jego asystentem staje się Mike Ross- młody człowiek o niezwykłym umyśle i totalnie pokręconym życiorysie. Harvey jest prawniczym Supermanem, a Mike dopiero się uczy, jednak razem tworzą dream team. Łączy ich nie tylko praca, ale też kilka tajemnic.
Cały serial opiera się na niesamowitej chemii, jaką mają aktorzy w tym serialu - Harvey i Mike co chwila łapią się za słówka, a Harvey traktuje młodego jak swojego niewolnika, i niemiłosiernie sobie z niego drwi. Jednak i on sam ma nieco pod górę - szefowa zawsze pilnuje, żeby nie pękł z samozachwytu, a jeden z biurowych kolegów tylko czeka na jego potknięcie. Do tego sprawy są naprawdę ciekawe, sposoby działania Suits- nietuzinkowe, akcja jest szybka i wciągająca nawet dla kogoś, dla kogo prawo jest obcą materią. W głównych rolach - Gabriel Macht (facet jak wyjęty z lat 50-tych, nienaganny garnitur, pełne opanowanie, wyższość w spojrzeniu); Patrick J. Adams (podobny dokładnie do wszystkich studentów świata, i nadawałby się na nowego Spidermana, ten typ),a do tego boska Gina Torres w roli szefowej.
Polecamy, seria ma 12 odcinków i obejrzeliśmy na trzy raty, wciąga!
niedziela, 2 października 2011
Pierogarnia Pod Blaszanym Kotem
Mając nadzieję, że do trzech razy sztuka udaliśmy się do Pierogarni Pod Blaszanym Kotem, Rynek Staromiejski 8. Miejsce jest malutkie, w piwnicy, a wystrój bardzo prosty. Zwykłe drewniane stoły i krzesła. Jednak na każdym stole jest inny, kolorowy obrus, a główną ozdobę lokalu stanowią najróżniejsze figurki i malunki kotów. Specjalnością lokalu są pierogi, wybór jest bardzo duży, ceny bajeczne, a porcje ogromne. My skusiliśmy się dziś na pierogi z kaszanką i cebulką i okazało się to cudownym i smacznym połączeniem. Porcja 8 pierogów to calutki talerz pyszności, jest też opcja 12 sztuk. Wszystko jest bardzo ładnie podane, na stolikach panuje idealny porządek, pierogi są świeże i robione od ręki, a na swoje zamówienie czekaliśmy jakieś 10 minut. W całym lokalu mieści się około 25 osób, więc można liczyć na spokój i ciszę i zjeść obiad w kulturalnych warunkach. Bardzo zachęcamy do odwiedzenia tej Pierogarni, bo jest smacznie, tanio i miło. Strona internetowa tu.
niedziela, 18 września 2011
84. An Education
Obejrzałam ten film (długo czekał na dysku, chyba ponad rok), bo w zeszłym roku wszyscy piali górnym C z zachwytu nad nim i chciałam zwyczajnie zweryfikować. Ileż się naczytałam i nasłuchałam w recenzjach o "bajce o wchodzeniu w dorosłość" o "fenomenalnej historii". Zawiodłam się bardzo. Fakt, to jest bajka. Historie znajomości nieletnich panienek z dorosłymi facetami statystycznie kończą się dużo gorzej niż w tym filmie, choć jest większa akceptacja takich związków niż w pokazanych w filmie latach 60-tych. Moim zdaniem temat został potraktowany za lekko, a zakończenie mnie zabiło swoją głupotą. Warto jednak ten film obejrzeć, choćby ze względu na Carey Mulligan, której kariera nabiera tempa, a rozpędziła się na dobre właśnie po tym filmie.
82. The Veteran i 83. Page Eight
The Veteran i Page Eight to filmy brytyjskie, których akcja osadzona jest w Londynie, jednak na tym kończą się podobieństwa. Ciekawie jednak było je obejrzeć w krótkich odstępach czasu, bo pokazują dwie twarze tego miasta.
The Veteran to historia żołnierza, który wraca z misji do swojego obskurnego mieszkania w bardzo kiepskiej dzielnicy. Sytuacja tam jest nieciekawa – wojna gangów, niejasne sprawki, bieda, brak perspektyw. Główny bohater spędza czas na bezsensownym włóczeniu się i spotkaniach z kolegą z armii. W końcu ten nagrywa mu pracę u swojego brata i razem rozpoczynają akcję mającą na celu rozpracowanie gangu terrorystów i handlarzy narkotykami. Sytuacja się komplikuje, w grę zaczynają wchodzić duże pieniądze i wielkie emocje,a przyjaciele okazują się śmiertelnym zagrożeniem. Ogromnym plusem tego filmu jest jego klimat- widz cały czas czuje narastający niepokój, jest przytłoczony atmosferą panującą na ekranie. Toby Kebbel jest niesamowity, charyzmatyczny i doskonale wybrany do tej roli. Film jest ponury, brutalny i krwawy, a zakończenie po prostu dobija. Myślę, że jeżeli ktoś lubi Luther'a i Harry Brown'a, to ten film też powinien się podobać.
Page Eight pokazuje zupełnie inny świat – brytyjskie służby specjalne, panowie w garniturach bezszelestnie kroczący długimi korytarzami i szeptem wymieniający informacje. Pojawia się tajemnicza teczka z bardzo kompromitującymi dla premiera informacjami, odbywają się zebrania co w tej sprawie zrobić, ktoś umiera, ktoś musi uciekać. Przez większość filmu tak naprawdę nie do końca wiadomo o co chodzi, ale to jest plus. W głównych rolach świetni aktorzy – Bill Nighy, Michael Gambon i hipnotyzująca Rachel Weisz. Film został zrobiony dla BBC.
piątek, 9 września 2011
81. Take me home tonight
Ścieżka dźwiękowa jest taaaaka:
1. Video Killed The Radio Star – The Buggles
2. The Fredricking – Matt & Tori
3. Hungry Like The Wolf – Duran Duran
4. Situation – Yaz
5. That’s What I’m Talking About – Kyle
6. Kickstart My Heart – Mötley Crüe
7. Barry’s Advice – Matt & Barry
8. Straight Outta Compton [Explicit] – N.W.A.
9. Bette Davis Eyes – Kim Carnes
10. Meeting Trish Anderson – Barry
11. Safety Dance – Men Without Hats
12. Rocket Surgeon – Wendy & Kyle
13. Come On Eileen – Dexys Midnight Runners
14. Oh Sherrie – That Loser That Always Shows Up At The Party With A Guitar
15. Everybody Have Fun Tonight – Wang Chung
16. Let My Love Open The Door – Pete Townshend
17. Can I Call You? – Matt & Tori
18. Live Is Life – Opus
19. Don’t You Want Me – Atomic Tom
Muzyka genialnie uzupełnia to, co się dzieje na ekranie. Hicior, trzeba obejrzeć!
sobota, 3 września 2011
80. Attack the block
czwartek, 25 sierpnia 2011
12 x śmierć - Michał Pauli
środa, 24 sierpnia 2011
79. Fast Five
78. Bad teacher
77. The Whistleblower
A Song of Ice and Fire - George R. R. Martin
poniedziałek, 22 sierpnia 2011
76. Sala samobójców
niedziela, 21 sierpnia 2011
75. Kung Fu Panda 2
74. Pirates of the Caribbean: On Stranger Tides
środa, 17 sierpnia 2011
73. Push
71. No strings attached; 72. Just go with it
Just Go With It w stu procentach wpisuje się w nurt komedii romantycznych. Chociaż nie lubię Adama Sandlera, to tu jest nawet zabawny, Jennifer Aniston jest śliczna, a i historia dość ciekawa. W sumie każdy aktor w tym filmie ma swoje bardzo dobre momenty, a film nie jest nudny. Nałogowy kobieciarz prosi koleżankę z pracy i jej dzieci żeby poudawali jego rodzinę, bo dzięki temu on poderwie fajną laskę. Oczywiście wynika z tego milion komplikacji, ale zabawnych. Dzieciaki grają jak z nut, a to co na ekranie wyprawia przyjaciel głównego bohatera rozbawi nawet największego smutasa. I jest happy end.
Reasumując - pierwszy nie warto, drugi to miła, nieskomplikowana rozrywka.
niedziela, 14 sierpnia 2011
70. The Infidel
środa, 10 sierpnia 2011
69. Senna
Miałam 12 lat gdy Senna zmarł na torze. To był koniec pewnej ery, później zaczęła się era Schumachera, zupełnie inna jazda, technika poszła do przodu w tempie, które nie śniło się filozofom. Senna rozpoczął karierę w latach 80-tych, gdzie do pewnego momentu wszyscy mieli jednakowo pokraczne samochody i dokonywał w tej puszce sardynek po prostu cudów. W jednym wyścigu potrafił przeskoczyć więcej niż 10 miejsc, zdobywał wszystkie wymarzone tytuły, był złotym dzieckiem F1. Film pokazuje jego błyskotliwą karierę i często towarzyszące jej kontrowersje, jak choćby wieloletni konflikt z Alainem Prostem - nie tylko na polu sportowym. Możemy zobaczyć też Sennę prywatnie - był dumnym Brazylijczykiem, głęboko wierzącym, ambitnym, skoncentrowanym na sukcesie, ale i wdzięcznym za to, co przyniosło mu życie; chciał się dzielić z innymi, a Brazylia obsesyjnie go kochała.
Imponująca jest ilość zgromadzonych oryginalnych nagrań - nie ma współczesnych "dokrętek", są jedynie głosy zza kadru komentujące obrazy sprzed 20 lat, ludzi, którzy w F1 pracują do dziś. Jedynym mankamentem tego dzieła jest to, że pomija niemal całkowicie milczeniem fakt, że każdy geniusz to także trochę szaleniec. Senna powodował hurtowe ilości stłuczek i wypadków na torze. Nie odpuszczał na milimetr, gdy znalazł jakąś lukę jechał w nią nie patrząc na to, co dzieje się obok.
Jednak wszystko to, co można zobaczyć na ekranie składa się na porywającą całość, studium geniuszu, wielki hołd dla sportowca nie z tej ziemi. Teraz F1 jest gdzie indziej, to są zupełnie inne czasy, jednak Senna na zawsze pozostanie w tym sporcie kimś wyjątkowym.
68. Skrzydlate świnie
poniedziałek, 8 sierpnia 2011
67. Captain America : The First Avenger
niedziela, 7 sierpnia 2011
Ciekawe piwa w Tesco!
Ostatnio przy okazji zakupów w Tesco zostaliśmy bardzo mile zaskoczeni przez dział piwny. Okazało się, że sieć uległa modzie na piwa regionalne i niecodzienne i teraz jest naprawdę w czym wybrać. Można spróbować czegoś nowego i ciekawego. Moda ta – choć dla nas przyjemna – jest zapewne chwilowa, więc trzeba korzystać póki Tesco ma w swojej ofercie coś więcej niż standardowe, podobne do siebie, nudne komercyjne piwa.
Jedyne czego można się czepiać w tej całej imprezie, to niestety ceny. Wszystkie opisane piwa kosztują w okolicach 4 złotych, przez co są niekonkurencyjne wobec zalewu piw popularnych w tych samych cenach. Stąd właśnie nasza obawa, że ich sława i chwała nie potrwa długo... W pierwszej transzy zakupiliśmy więc pięć sztuk, każdy wypił swoje i oto wrażenia:
Hedonista:
Z piw „regionalnych” jakie udało mi się kupić w Tesco próbowałem:
Zawiercie Bursztynowe z Browaru na Jurze. Kolor - jak nazwa wskazuje- bursztynowy. Piana gęsta i trwała, oblepia szkło. Z obfitością gorzej ale jest to bitter więc absolutnie nie przeszkadza.W zapachu dominuje chmiel, karmel i nuty ejlowe - czuć że to górna fermentacja, tak rzadko u nas spotykana. W smaku dominuje chmiel plus trochę karmel i słód. Nagazowanie małe, ale idealnie pasuje do tego stylu.
Jasne Pełne z Browaru na Jurze. Kolor słomkowy bardzo jasny, pasuje do pilznerka. Piana słaba szybko opada, ale jej resztki zostają do końca spożywania. Zapach bardzo miły, słodowo - chmielowy. Smaczne orzeźwiające piwo, trochę może zbyt mało słodowe i w dodatku mocno chmielowy. Bąbelki są i długo się utrzymują. Polecam.
Trzecie piwo to Kujawiak tylko nie z Kujaw - bo browar w Bydgoszczy nie żyje- a z Warki. Moda na piwa regionalne zrobiła swoje i Grupa Żywiec postanowiła wskrzesić to regionalne piwo. Kolor bladziutki, cytrynowy. Piana szybko opada i nic po niej nie zostaje. Zapach delikatnie słodowy, przyjemny. Smak słodowy z charakterystyczną dla Grupy Żywiec chmielowością, nic specjalnego. Nagazowanie jak to w koncerniaku wysokie. Raz na jakiś czas można wypić.
Hedonistka:
Beershake to produkt łotewski, z 2,9% zawartością alkoholu. Smak: żurawinowo – limonkowy. Jest to tak zwany radler, czyli miks lemoniady z piwem. Bardzo orzeźwiające, lekkie, smaczne, idealne na upalne lato. Puszka jest ascetyczna, ale i estetyczna, widać ją wyraźnie na półce w sklepie. Apeluję o nieporównywanie tego typu trunków do Redds'a, który jest wstrętny i naładowany chemią. Beershake jest dobrze skomponowany smakowo, a niska zawartość alkoholu jest jego zaletą – podnosi na duchu, zamiast zwalać z nóg.
Slow Lime z kolei to piwo nieco mocniejsze – 4,2 % zawartości alkoholu. To zdecydowanie piwo z nutą limonkową, a nie limonka z nutą piwną, choć też delikatne i orzeźwiające. Umiejętnie łączy piwną gorycz (niedużą) ze smakiem i aromatem limonki właśnie. Butelka mnie jakoś szczególnie nie zachwyca, tak samo etykieta – nieco mdła. Sam napój jest ok.
Polecamy wizytę w Tesco i zachęcamy do testowania!
66. Super 8
sobota, 30 lipca 2011
65. Blitz
(który gra Littlefinger'a w Game of Thrones). Gillen jest powalający po prostu, jak się uśmiecha, to człowiek ma ochotę schować się pod łóżko i na wszelki wypadek nie wychodzić stamtąd przez tydzień.
Film jest wyraźnie europejski - widać to w sposobie filmowania, słychać w dialogach. Da się też wyczuć inspirację serialem Luther, jednak jak najbardziej pozytywną. Polecamy bardzo, naprawdę kawałek niezłego kina, trzyma w napięciu.
piątek, 29 lipca 2011
Czeskie żarcie - błyskawiczny przewodnik.
Nasz niedawny urlop w Pradze i Pilznie odbyliśmy pod hasłem „czeskie żarcie i czeskie piwo”. Praskie zabytki są nam znane, nie potrzebowaliśmy więc wiele czasu żeby odświeżyć sobie pamięć w tym zakresie. Z wielkim natomiast zapałem przystąpiliśmy do zwiedzania różnych miejsc serwujących jedzenie. Piwo do tego jedzenia było obowiązkowe, jakoś nie widać w czeskich lokalach zbyt wielu osób popijających soczek do obiadu. Głównie zapewne dlatego, że czeskie żarcie idealnie wręcz komponuje się z tym trunkiem.
Obowiązkową propozycją każdej restauracji jest ciemny gulasz z knedlami. Dostaje się wielki talerz pełen sosu w którym pływają dwa kawałki mięska i leżą sobie knedle. Nie wygląda na syte, ale jest – bardzo- i ta prawda dotyczy absolutnie wszystkiego, co w Czechach jedliśmy. Małe, a cieszy. A jak się piwkiem zaleje, to cieszy podwójnie.
Czeski gulasz niejedno ma imię. Jedną z jego odmian jest wersja na słodko – w jaśniejszym sosie śmietanowym, udekorowany odrobiną bitej śmietany i żurawiną. Smakuje zaskakująco dobrze jak na takie karkołomne połączenie.
W przeciwieństwie do polskich restauracji, które serwują setki potraw – restauracje czeskie mieszczą swoje menu na jednej stronie A4. Jeśli zaś chodzi o zupy serwują raczej dwie – gulaszową (często w chlebie) i cebulową. Bardzo syte, dobrze przyprawione, parujące.
Czesi mają też fantastyczne piwne przekąski – marynowane kiełbaski o wdzięcznym pseudo „utopenec” i marynowany ser. Do tego cebulka lub zielona papryczka o słodko-pikantnym smaku. Przepyszności.
Jeśli ktoś chce w Pradze zjeść coś nieczeskiego to... nie jest tak bardzo prosto. Można zjeść angielskie śniadanie (w angielskim lokalu) jednak generalnie Czesi lubią to co podają, umieją to podawać i nie widać na praskich ulicach kebabów, frytek i innych wstrętnych budek z jedzeniem. Jedyny m miejscem w turystycznej części Pragi, gdzie jedzeniowe stoiska faktycznie stoją jest Plac Wacława – festiwal czeskiego fast foodu (kebabu nadal brak). Tam można za grosiki wtrząchnąć parka w rohliku lub tłusty specjał – smażony ser.
Polecamy Pragę jako świetne miejsce do pojedzenia i popicia. Zwiedzać też jest co:)
64. Your highness
niedziela, 24 lipca 2011
63. Easy A
piątek, 22 lipca 2011
62. Rango
sobota, 16 lipca 2011
61. The Lincoln Lawyer
czwartek, 14 lipca 2011
60. Source code
58. Largo Winch 2
wtorek, 28 czerwca 2011
The Borgias
Skończyliśmy oglądać pierwszy sezon serialu The Borgias i bardzo nam się spodobał. Rodzina Borgiów i ich perypetie to doskonały materiał na scenariusz, a do tego stacja Showtime nie żałowała pieniędzy na kostiumy i dekoracje. Świetnie dobrano też aktorów.
W roli głowy rodziny – Rodrigo Borgia, który zostaje papieżem Aleksandrem VI – sam Jeremy Irons, niezwykle przekonywująco odgrywający rolę głowy kościoła (a przy okazji taktyka, dyplomaty, kombinatora, gotowego przehandlować własne dzieci za zaszczyty). Pozostali członkowie zacnego klanu to też niezłe ziółka – dwaj synowie papieża (kardynał skrytobójca i dowódca wojsk- dziwkarz), słodka córka – Lukrecja i papieska konkubina – Julia Farnese.
Na najwyższe pochwały zasługują dekoracje i stroje, wszystko jest misternie zaplanowane, ujęcia przepiękne, suknie zapierające dech, nawet sutanny robią wrażenie precyzją wykonania. Miłe dla oka są także aktorki o niezwykłej urodzie – i tu po raz kolejny pochwała należy się osobie od castingu. Ostatnio dobieranie aktorów wychodzi w serialach niż w filmach...
Podsumowując: The Borgias to trochę Gry o tron, tyle że w kościele. Tam trzeba sypnąć złotem, tu się uśmiechnąć, dobrze wydać córkę za mąż i już można spokojniej siedzieć na najwyższym kościelnym stołku. Poza tym trup ściele się gęsto, intrygi miłosno – polityczne kwitną, a papież siedzi na niebieskim tronie i łaskawie pozwala całować się w rękę.
Warto obejrzeć!
sobota, 25 czerwca 2011
Game of thrones
HBO ma talent do tworzenia wybitnych seriali. I choć słowo „serial” nie zawsze kojarzy się dobrze, to „Gra o tron” jest dziełem sztuki i naprawdę warto poświęcić dziesięć godzin, żeby je obejrzeć.
Dzieło filmowe oparte jest na książce, którą napisał George R.R. Martin. Pierwszy sezon serialu ekranizuje pierwszy tom Sagi Lodu i Ognia. Oczywiście można dyskutować nad wiernością ekranizacji, jednak jak dla nas jest świetna. Jest rzeczą naturalną, że pewne wątki są traktowane pobieżnie, lub też momentami reżyser stosuje skrót myślowy, jednak detale, atmosfera, a przede wszystkim aktorzy są doskonali. Niewątpliwym plusem jest to, że nad całością czuwa autor książki, i to naprawdę widać. Być może dla osoby, która nie czytała powieści fabuła jest zbyt zawiła, ale naprawdę można się wciągnąć.
Cała saga opowiada o tym, co sugeruje tytuł. Gry o tron toczą się bez przerwy, na różne sposoby, ogniem, mieczem, podstępem, intrygą. W pierwszej części serialu poznajemy tak naprawdę wszystkich głównych bohaterów, łączące ich relacje. Zaprezentowane są domy, walczące o tron, ze szczególnym uwielbieniem dla symboli, flag i haseł (każdy wielki ród ma swoje). Plenery nagrywane były głównie w Irlandii Północnej i Szkocji,więc mamy piękne ujęcia, ponure zamki i dojmujące zimno. Część akcji toczy się też w ciepłych rejonach, jak Maroko (tzn. tam kręcono sceny).
Grupa aktorów to osoby znane i popularne (chyba najbardziej znanym z nich jest Sean Bean), ale też młodzi ludzie, nie mający zbyt wielkiego aktorskiego dorobku. Casting został jednak przeprowadzony w sposób niezwykle przemyślany i aktorzy idealnie odpowiadają temu, co opisuje książka.
Fabuła jest bardzo rozbudowana, zaskakująca, pełna zwrotów akcji. Całości dopełnia piękna muzyka, a wizualizacja tego, co napisał Martin jest mistrzowska. Polecamy i czekamy na drugi sezon.