piątek, 30 grudnia 2011

109-112. Mission Impossible: Ghost Protocol i pozostałe trzy misje


Najnowsza Mission Impossible: Ghost Protocol jest naprawdę dobrym filmem rozrywkowym,który ma wszystko, co trzeba. Dzieje się w kilku spektakularnych miejscach, między innymi w Dubaju (choć zdjęcia z Moskwy też są niczego sobie). Ekipa wozi się fajnymi samochodami, sprzęt którego używają jest oczywiście najnowszy, najlepszy i najszybszy, a misja do wykonania jest niebezpieczna (jak zawsze). Do tego wszystkiego Tom Cruise, który ma i poczucie humoru i chłopięcy urok i mimo upływu lat nadal skacze po niebotycznych budynkach jak kozica. I jak wisienka na torcie - Simon Pegg, który wzbudza uśmiech na twarzy nawet jak siedzi i nic nie mówi. Miał epizod w 3 Mission Impossible i chyba tak się spodobał, że dostał w czwartej części całkiem sporą rolę. Nadal zajmuje się komputerami. I nosi świetne koszulki. Warto wybrać się do kina na część czwartą, można się pośmiać i trzyma w napięciu. Popcornowa rozrywka na najwyższym poziomie, genialne sceny przebieranek i naprawdę dobrzy aktorzy.

Z tej okazji postanowiliśmy sobie przypomnieć także poprzednie odsłony niemożliwych misji:) Pierwsza jest taaaaka stara, że ciężko się ją ogląda, ale była kręcona w Pradze, więc jest co powspominać jak ktoś był. Część druga to totalny odjazd, bo reżyserował John Woo, który w pewnych momentach tak popłynął, że kino rodem z Hong Kongu się chowa. Trzecia część jest chyba najlepszą ze wszystkich czterech, intygra jest najbardziej wciągająca i nowinki techniczne robią wrażenie. Tak czy siak Mission Impossible to kawał historii kina rozrywkowego i świetny przegląd wszelkich technicznych "wow" z czasu w którym kręcony był dany film. I można się świetnie wyluzować. Wiadomo, że Ethan Hunt uratuje świat w najlepszym z możliwych stylów.



wtorek, 27 grudnia 2011

Cathi Hanauer - Jędza w domu


Książka jest reklamowana jako zbiór historii prezentujących różne podejście do związków, rodziny, macierzyństwa i wszystkiego co z tym związane. Przeczytałam szybko - opowiadania/eseje/relacje - są krótkie i zwięzłe. 26 Amerykanek różnych profesji (jednak głównie związanych z pisaniem) opowiada o swoich związkach, spełnionych i zawiedzionych oczekiwaniach, mówią o swoich partnerach, poszukiwaniu miłości. Wbrew entuzjastycznym komentarzom na obwolucie książki nie znalazłam tam nic dla siebie,a przeczytane historie nie skłoniły mnie do refleksji nad moim życiem.
"Jędza w domu" jest dość tendencyjna, nie są to jakieś głębokie przemyślenia, a spora część z nich wydała mi się oderwana od rzeczywistości. Wyłania się z niej obraz irytującej, stereotypowej kobiety, która ciągle czegoś szuka, ma kłopoty z konkretyzowaniem oczekiwań i generalnie się miota. Poza tym cytowane panie to nie jakieś przeciętne "szare myszki" tylko redaktorki, autorki, bywałe w świecie i dość dobrze sytuowane. Być może ich wielkie uczuciowe dylematy wzięły się z nudów i być może dlatego trudno mi się było zidentyfikować z ich wydumanymi problemami. Często bardzo infantylnymi.
Podsumowując - nic specjalnego, a do tego po raz kolejny przekonałam się, że nie lubię literatury kobiecej i poradników. I mam nadzieję, że żaden facet tego nie przeczyta, bo książka ta wystawia kobietom kiepską opinię.




108. Catch 44

Film z gatunku totalnie popieprzonych. Trzy dziewczyny jadą załatwić coś dla swojego szefa do baru za miastem. W międzyczasie poznajemy ich historię, samego szefa i kilka postaci z jego otoczenia. Fabuła jako taka nie istnieje - jadą, dojeżdżają, coś się dzieje, koniec filmu. W międzyczasie parę retrospekcji, kilka przydługich dialogów i jeden zabawny żart. Bruce Willis na osłodę. Generalnie koszmar.

poniedziałek, 26 grudnia 2011

107. Puss in boots

Błyskotliwy film animowany, zabójcze dialogi, wartka akcja,a do tego niesamowicie zabawna obserwacja kocich zachowań. Antonio Banderas, Salma Hayek i Zach Galifianakis wykonali doskonałą pracę podkładając głos postaciom w tej bajce. Polskie dubbingowe zajawki nie są nawet w połowie tak fajne, jak to, co się mówi w oryginale. Puss in boots to kolejna produkcja w 3D, jednak starożytna wersja 2D jest świetna i niczego jej nie brakuje. Doskonała propozycja na miłe zakończenie świątecznego lenistwa.

if it doesn't say SLAP, it's not a SLAP WATCH


Pamiętacie z dzieciństwa linijki, które zawijały się na dłoni? Tak działa SLAP WATCH. Zostaliśmy obdarowani przez Mikołaja tymi niezwykle pomysłowymi zegarkami. Mają same zalety - są dostępne w wielu ciekawych kolorach, a do tego mają wymienne tarcze. Można więc dokupić kilka pasków i składać różne zestawy, zależnie od okazji i nastroju. Wersja "podstawowa" to pasek i tarcza w tym samym kolorze (wskazówki są pomarańczowe), później można dokupić już tylko same paski i szaleć (są one zrobione z kauczuku, dość spore, a tarcze wyjmuje się z nich bez problemu, i dobrze się trzymają na swoim miejscu). Bardzo fajny gadżet i zabawka jednocześnie. Polecamy! Do kupienia tu.

piątek, 23 grudnia 2011

96 -106. Jedenastka ostatnio obejrzana.

Gone Baby Gone – bardzo ciekawy film reżyserowany przez Bena Affleck'a. Para (mieszana) detektywów zajmuje się bardzo przykrą sprawą porwania dziewczynki. Następuje ono w dość biednej i patologicznej dzielnicy, w dziwnych okolicznościach i ciężko jest się z kimkolwiek dogadać. Film jest bardzo ponury – po pierwsze sama sprawa jest niewesoła, wpływa bardzo na relację między głównymi bohaterami; poza tym ma wiele warstw, i pod każdą odskrobaną znajdują jeszcze większy syf. Zakończenie jest zaskakujące, a film naprawdę wart obejrzenia. Grają: Casey Affleck i urocza Michelle Monaghan.

Minority Report – pewnie wszyscy oglądali już dawno temu. Z pewnością wtedy to było „wow”,a i dziś nie sposób nie docenić technicznych rozwiązań w tym filmie i samego pomysłu, ale nie robi takiego wrażenia jak w dniu premiery. Jedyne co się przez te lata nie zmieniło to fakt, że Tom Cruise jest nadal piękny,młody i za chwilę powróci w kolejnej Mission Impossible, która zapowiada się na mega film akcji.

The Conspirator – film historyczny, o zabójstwie Abrahama Lincolna i procesach z tym związanych. Strasznie długi, nudnawy, choć temat jest bardzo ciekawy i mógł powstać porywający obraz. Narracja jest smętna i skomplikowana. Jedynym jasnym punktem jest James McAvoy, ale nie dał rady unieść na plecach tego wszystkiego. Jak dla mnie – można pominąć.

The Debt – bardzo dobry film, choć akcja toczy się niespiesznie i nie ma sensacyjnych pościgów oraz lania po mordzie. Reklamuje go swoją twarzą Helen Mirren, która jest boska, niezależnie od tego co gra, jednak w tym filmie aż tak dużo jej nie ma. Gra dojrzałą wersję głównej bohaterki. Jest ona agentką Mossadu, która wraz z dwoma mężczyznami – agentami ma za zadanie unieszkodliwić człowieka o pseudonimie Chirurg z Birkenau. Film obejmuje dwa plany – 30 lat temu i chwile w miarę aktualne. Intryga rozwija się powoli, ale postaci są bardzo ciekawie pokazane, sama historia też wciąga. Na tle szybkich filmów o niczym, ten wypada świetnie.

The Guard – totalny odlot. Produkcja w głównej mierze irlandzka. Prosta historia o irlandzkim stróżu prawa, który zostaje zmuszony do walki z gangsterami. Film jest niesamowity w swej absurdalności, jest świeży, zabawny, smutny, refleksyjny, porąbany i cudowny. W rolach głównych plejada i pomniejsze gwiazdy władające ładną angielszczyzną lub jej kompletnie niezrozumiałymi wersjami: Brendan Gleeson, Liam Cunningham, Don Cheadle.

Killer Elite – jak jest Statham powinna być impreza, ale tu jakoś słabo to wypada. Niby wszystko jest – pościgi, zawodowi mordercy, intryga, niebezpieczeństwo, polityka i terroryści, i nawet Robert De Niro i Clive Owen, ale jakoś szału nie ma. Pewnie kwestia gustu.

The Rise Of The Planet Of The Apes – film jest absolutnie doskonały od pierwszej do ostatniej minuty. Bardzo ładnie pokazana jest co się dzieje, kiedy człowiek za bardzo ingeruje w naturę i za mocno ją ulepsza. Jestem pod wrażeniem samej historii, ale też świetnej realizacji, bez niepotrzebnego epatowania przemocą i efektami specjalnymi. Z całego serca polecam ten film, w którym prawie nic się nie mówi, i może nawet nie dzieje się tak dużo. Jednak daje do myślenia.

Contagion – sytuacja znana: jakaś niezidentyfikowana choroba atakuje najpierw jedną osobę, potem dziesięć, a później liczby idą w miliony ofiar. Co ma zrobić kraj od którego się zaczęło, jak ma zachować się świat, jak szybko można stworzyć szczepionkę i kto najpierw powinien ją dostać? Kto na tym zarobi, a kto nie ma szans? Przykry film i bardzo aktualny. W rolach główych plejada gwiazd: Gwyneth Paltrow, Matt Damon, Kate Winslet, Laurence Fishburne, Jude Law, Marion Cotillard.

Crazy Stupid Love – komedia romantyczna o tym jak to jest trafić znowu na rynek randkowy jak się ma 40 lat i jest się w trakcie rozwodu. Momentami bardzo zabawny, czasem uroczy, niekiedy bardzo amerykański. Generalnie lekki, łatwy, przyjemni i sympatyczny. Warto rzucić okiem ze względu na uroczą dwójkę: Ryan Gossling, Emma Stone.

Set Up – film akcji z 50 Centem w jednej z głównych ról. Kto oglądał teledyski tego człowieka wie, że talentem aktorskim nie grzeszy. Jedyną osobą, która potrafi to robić w tym filmie jest Bruce Willis. Dla niego warto obejrzeć ten filmik.


Moneyball – biedny baseball konkuruje z bogatym baseballem. Co jest kluczem do stworzenia dobrej, wygrywającej wszystko drużyny? Kasa, ładne buzie, a może tylko i wyłącznie statystyka? Tego usiłuje się dowiedzieć Brad Pitt. W tym filmie wygląda staro, strasznieeee, najwyraźniej gromada dzieci plus Angelina odbijają się na zdrowiu. Film ciekawy, choć dość skomplikowany w odbiorze dla kogoś kto nie interesuje się baseballem. Ale i tak warto.





94. Cowboys and aliens; 95. Conan the Barbarian


Trudno mi jest zrecenzować te filmy w sposób wnikliwy, ponieważ pierwszy – po godzinie – załączyliśmy na tryb szybkiego przewijania i resztę dokończyliśmy w 10 minut, bez głosu. Nie wiem, jaki był zamysł reżysera i scenarzysty. Być może w ich głowach to wyglądało wspaniale i zabawnie, niestety film okazał się boleśnie nudny i pozbawiony sensu.

Conan Barbarzyńca.. Odpuściliśmy po 30 minutach. Koszmarnie głupkowaty główny bohater (grany przez człowieka,który doskonale wcielił się w rolę Khala Drogo w „Game of thrones”, nie do wiary, że to ten sam aktor), dużo darcia mordy i krew sikająca z niebywałym rozmachem we wszystkie strony. Podobno w kinach było w 3D, kolejna niezrozumiała rzecz.

Reasumując: nie polecamy, a wręcz odradzamy.


93. In time


Kolejna aktorska próbka Justina Timberlake'a. Sam pomysł na film – bardzo dobry. Znajdujemy się w świecie, gdzie walutą jest czas. Za kawę dwie minuty, za bilet autobusowy pół godziny i tak dalej. Miasta są podzielone na dzielnice, z których nie ma szansy przedrzeć się dalej – bo trzeba mieć bardzo dużo czasu. Czyli generalnie – bieda ledwo łączy koniec z końcem, a bogacze w bezpiecznej odległości opływają w luksusy i czas właśnie. Dodatkowo, gdy kończy się 25 lat człowiek dostaje rok gratis i zatrzymuje się proces starzenia, więc wszyscy są piękni i młodzi, i trudno odróżnić żonę od córki. Jednak jeśli nie ma się czasu, to życie się kończy, jakby ktoś wyjął wtyczkę.

Główny bohater, grany przez Justina, mieszka w bardzo biednej dzielnicy i przez przypadek zostaje obdarowany kosmiczną ilością lat. Oczywiście wszyscy chcą mu je ukraść, on nie zdąża podzielić się czasem z matką, która umiera. To wszystko wpływa na jego decyzję, żeby wyrwać się ze swojej dzielnicy i i utrzeć trochę nosa bogaczom.

Na ekranie partneruje Timberlake'owi Amanda Seyfried. Nie ma między nimi jakiejś szczególnej chemii, a sam film jest taki sobie. Zamysł był naprawdę ciekawy, tylko realizacja nie wyszła tak do końca. Jest trochę drewnianie i bez polotu, ale spokojnie da się obejrzeć.

poniedziałek, 24 października 2011

Berliner Kindl Bock Hell

Zimno! Czas na mocne piwa! w telegraficznym skrócie prezentuję wam tego niemieckiego koźlaka:
zapach: w zasadzie niewyczuwalny,
piana: obfita, gruboziarnista, kremowa,
kolor: jak na bocka to coś za jasny,
gaz: dobrze nagazowane,
smak: treściwy, czuć moc tego piwa, choć nie czuć alkoholu, sporo goryczki, słodowe nuty na drugim planie.
Daje rade, ale polecam bardziej koźlaka z Ambera.

90 - 92 Komedie


Dobra komedia jest idealna na wszystkie smutki, jednak zabawną komedię w dzisiejszych czasach znaleźć trudno. Na przestrzeni ostatnich miesięcy obejrzeliśmy trzy filmy pretendujące do miana produkcji zabawowej i rozrywkowej. Wrażenia są bardzo różne.

Pierwsza to "Cedar Rapids", komedia niszowa. Opowiada historię życiowego sieroty Tima, który całe życie spędził w rodzinnej wiosce w USA, nigdy nie ruszał się po za jej obręb, nie mówiąc już o takich atrakcjach jak nocowanie w hotelu czy lot samolotem. Tim - w wyniku bardzo dziwnego zbiegu okoliczności - ma okazję przeżyć wiele nowości jednocześnie w związku z delegacją na którą zostaje wysłany w trybie pilnym i niespodziewanym. Ląduje więc w hotelu, wraz z dziesiątkami innych agentów ubezpieczeniowych i... dzieje się. Film jest zaskakujący i nietypowy, toczy się w swoim tempie, jest momentami zabawny, czasem trochę smutny, ale to miła odskocznia od papki serwowanej teraz wszędzie. W roli głównej koleś bez zęba z "Hangover" - Ed Helms.

Druga komedia to "Arthur". Jak się okazuje w trakcie - nieco romantyczna. Bogaty facet z syndromem Piotrusia Pana musi się pilnie ożenić, żeby nie zostać wydziedziczonym. Matka podsuwa mu kandydatkę - mającą dolary w oczach, napaloną na wszystko co się rusza panią prezes o boskich kształtach. Arthurowi generalnie też chodzi tylko o kasę, więc nie wzrusza go małżeństwo pod przymusem, dopóki oczywiście nie spotyka na swojej drodze prawdziwej miłości (motyw znany i oklepany, ale tu ma parę złotych momentów). Cudowną postacią w tym filmie jest niania głównego bohatera, którą gra Hellen Mirren, dla niej warto ten film obejrzeć, choć nie jest za mocny. To kolejna produkcja bazująca na dziwnym uroku i zachowaniu Russel'a Brand'a. Ja tam go lubię, choć mam świadomość, że jest ogólnie męczący. Generalnie jako film: trzy, jako komedia: dwa, szóstka za Mirren.

Trzeci film to "Horrible Bosses". Tutaj nie ma żadnych pytań i zastrzeżeń, film w kategorii "komedia" wygrywa. Jest zabawny, bez chamskich dowcipów, ciągle coś się dzieje i jest świetnie obsadzony. Historia też jest super - trzech przyjaciół tak nienawidzi swoich szefów, że marzą o ich śmierci i zawiązują pakt, żeby słowa obrócić w czyny. Nie są jednak zbyt biegli w sztuce snucia intryg, nie mówiąc o mordowaniu, więc nie wszystko idzie zgodnie z planem. W roli szefów z piekła rodem - doskonali w swoich rolach Kevin Spacey, Jennifer Aniston (przekonująca dentystka - nimfomanka) i Colin Farrell. Bardzo polecamy ten film, już dawno nie było tak dobrej komedii!

niedziela, 23 października 2011

88. Colombiana i 89. Hanna


Colombiana i Hanna - dwa filmy sensacyjne, których bohaterkami są kobieta i dziewczynka. Mottem pierwszego filmu są słowa "Revenge is beautiful". Faktycznie, Zoe Saldana w roli doskonałej i finezyjnej morderczyni wygląda przepięknie. Colombianę poznajemy, gdy jest małą dziewczynką, która poprzysięga zemstę na mordercy rodziców. Później przenosimy się do czasów, gdy jest młodą kobietą, biegłą w sztuce mordowania i ucieczki. Film jest nieco nierówny - część sensacyjna jest super, ale kiedy bohaterką zaczynają targać emocje i zaczyna za dużo myśleć, wtedy robi się histerycznie i nudnawo. Na szczęście akcji jest więcej niż refleksji, a cały film na plus.

Motto Hanny to "Adapt or die". Hanna jest dzieckiem, które całe życie spędziło w lesie, polując na łosie i czytając stare książki. Jedynym towarzyszem na pustkowiu zasypanym śniegiem jest jej ojciec. Nadchodzi jednak dzień, gdy Hanna czuje się gotowa na opuszczenie bezpiecznego domu. Zderzenie ze światem okazuje się niełatwe, a na jaw wychodzą tajemnice, których poznanie ma straszne konsekwencje. Film jest ciekawy, dość zaskakujący, realizowany w pięknych i odjazdowych sceneriach. Uwagę przykuwa Saoirse Ronan (grała w Lovely Bones); ciekawą postać stworzyła także Cate Blanchett. Warto obejrzeć.

sobota, 22 października 2011

Flying Dog - Doggie Style

Moje "prawdziwe" piwo zza wielkiej (Budweiser czy Miller się nie liczy ;)) wody z rzemieślniczego browaru Flying Dog. Piwo uwarzone w stylu klasycznego Pale Ale posiadało kolor bursztynowy i bardzo miłą gęstą piane, która utrzymywała się do końca degustacji. Zapach cudowny, owocowy i bardzo chmielowy zarazem. W smaku na pierwszym planie jest aromatyczna chmielowa goryczka i owoce cytrusowe, później miły słodowy finisz. Nagazowanie średnie, idealnie pasujące do stylu. Wisienką na torcie jest bardzo ciekawa etykieta nawiązująca do ekscentrycznego belgijskiego stylu.

Brew Masters


„Brew Masters” to serial Discovery poświęcony perypetiom browaru rzemieślniczego Dogfish Head z USA. Na jego czele stoi Sam Calagione, bardzo charyzmatyczna postać z amerykańskiego rynku piwnego. Oglądając przygody Sama i jego współpracowników możemy dowiedzieć się szczegółów z produkcji piwa, jego historii, a także jak prowadzić i rozwijać mały rzemieślniczy browar. „Brew Masters” pokazuje, że świat nie składa się tylko z bezsmakowych nudnych komercyjnych pilsów, a piwa zagraniczne to znacznie więcej niż Carlsberg i Heineken. Program ma bardzo ciekawą formułę. Z jednej strony towarzyszymy Samowi w inspirujących podróżach dookoła świata w poszukiwaniu zaginionych receptur czy pomysłów na piwo dla Sony Music, a z drugiej patrzymy na rozwój i codzienną prace browaru Dogfish Head. Seria składa się z 6 odcinków i została wyprodukowana przez moją ulubioną postać ze świata kulinarnego - Anthony Bourdain. Discovery Channel zdjął program po naciskach wielkich piwnych korporacji, które również spowodowały że w Stanach zostało wyemitowanych tylko 5 z oryginalnych 6 odcinków. Polecam wszystkim ciekawych dobrego piwa i jedzenia.

czwartek, 20 października 2011

87. Green Lantern


Strasznie słabe recenzje dostał ten film, niezasłużenie. Nie jest wprawdzie tak mroczny i skomplikowany jak na przykład Batman, ale daje radę. Historia jest typowa - luzak z problemami zostaje obarczony misją ratowania świata. W pakiecie dostaje fajny strój i możliwość poruszania się w alternatywnym wszechświecie. Oczywiście na początku ma z tym problem, jednak w końcu decyduje się stanąć na wysokości zadania. Jest też urodziwa laska, która robi do niego maślane oczy i genialny zły charakter, który staje mu na drodze. Film jest pełen szałowych efektów specjalnych, dzieje się dużo, można się wyluzować i miło spędzić czas. Jeśli od filmu tego typu oczekuje się nie wiadomo jakiej głębi, to raczej nie spełni tego oczekiwania. W zakresie filmu rozrywkowego niczego mu nie brakuje.

86. Hangover II


Pierwszy Hangover uwielbiamy, niestety druga część szału nie robi. Oczywiście, wiadomo było, że będzie bardzo podobnie, ale nie na tym polega problem. Główną wadą tego filmu jest to, że jest taki sobie. W pierwszej części żarty były naprawdę zabawne, dużo się działo i miało jakąś logikę. W drugim filmie wszystko jest naciągane, a fajne momenty się zdarzają, ale nie przeważają. Tragedii nie ma, ale to już nie to.

wtorek, 11 października 2011

85. Transformers 3


Wszystko w tym filmie jest na właściwym miejscu, i dziwi nas fakt, że zebrał generalnie mało entuzjastyczne recenzje. Pierwsze pół godziny to prawdziwy majstersztyk, godny Oscara - połączenie tego, co zdarzyło się naprawdę (lądowanie na Księżycu) z fikcją Transformersową. Zapiera dech. Pozostałe ponad dwie godziny filmu też są super. W głównej roli żeńskiej zblazowaną Megan Fox zastąpiła Rosie Huntington-Whiteley, na którą nie można patrzeć bez mrużenia oczu (napompowane usta, brytyjski akcent, nogi do nieba, wszystko takie super, że aż śmieszne, jednak wpisuje się w konwencję filmu). W głównej roli męskiej niezrównany Shia LaBeouf, który znowu musi ratować świat i znowu daje radę. W tle i na pierwszym planie - przepiękne samochody, dzielni żołnierze i małe Deceptikony, które przeszły na właściwą stronę mocy i wyskakują ze złośliwymi tekstami w najmniej odpowiednich momentach. Sceny walk - niesamowite, rozmach przyprawiający o zawrót głowy i do tego wszystkiego JEST fabuła.

Dzieje się w tym filmie zbyt wiele, żeby wszystko streścić, więc polecamy obejrzenie. Długo czekaliśmy na możliwość zobaczenia tego filmu w idealnej kopii we własnym domu i po raz kolejny okazało się, że bez 3D film jest doskonały. Warto było czekać.

Katherine Neville - Ósemka i Gra


Książki Katherine Neville wpadły w moje ręce przypadkiem i cieszę się z tego powodu. Po kompletnym zaczytaniu się w książkach Martina potrzebowałam dla równowagi czegoś sensacyjnego i lżejszego i te książki świetnie się spisały. Głównym bohaterem obydwu części jest tajemniczy komplet szachowy, o niespotykanej mocy. Na świecie, w wielu miejscach toczy się Gra, a figurami szachowymi są żywi ludzie. W jednej i drugiej opowieści mamy do czynienia z dwoma planami czasowymi - jednym współczesnym, drugim - 18/19 wiek. Przez książkę przewija się wiele postaci historycznych, ciekawie wplecionych w główny wątek. Narratorkami opowieści są głównie kobiety, miła odmiana. Polecam jako dobrą sensację, ogromny plus za wątek szachowy - autorka zrobiła naprawdę wnikliwy research na ten temat. Książki są pisane prostym, ale wciągającym językiem i ciężko się od nich oderwać. Fajna rozrywka.

piątek, 7 października 2011

Suits

Suits to serial prawniczy, którego akcja rozgrywa się w New York (tak właściwie filmowany jest w Ontario, ale wrażenie ma być NY). Jeśli komuś na hasło "serial prawniczy" zapala się lampka "Ally McBeal", to musimy ostrzec, że nic w tym guście, ani rodzaju.

Głównymi bohaterami są: Harvey - kipiący pewnością siebie prawnik z wieloletnim doświadczeniem, pracujący w firmie obracającej milionami dolarów. Zupełnie przypadkiem, w wyniku przedziwnego zbiegu okoliczności jego asystentem staje się Mike Ross- młody człowiek o niezwykłym umyśle i totalnie pokręconym życiorysie. Harvey jest prawniczym Supermanem, a Mike dopiero się uczy, jednak razem tworzą dream team. Łączy ich nie tylko praca, ale też kilka tajemnic.

Cały serial opiera się na niesamowitej chemii, jaką mają aktorzy w tym serialu - Harvey i Mike co chwila łapią się za słówka, a Harvey traktuje młodego jak swojego niewolnika, i niemiłosiernie sobie z niego drwi. Jednak i on sam ma nieco pod górę - szefowa zawsze pilnuje, żeby nie pękł z samozachwytu, a jeden z biurowych kolegów tylko czeka na jego potknięcie. Do tego sprawy są naprawdę ciekawe, sposoby działania Suits- nietuzinkowe, akcja jest szybka i wciągająca nawet dla kogoś, dla kogo prawo jest obcą materią. W głównych rolach - Gabriel Macht (facet jak wyjęty z lat 50-tych, nienaganny garnitur, pełne opanowanie, wyższość w spojrzeniu); Patrick J. Adams (podobny dokładnie do wszystkich studentów świata, i nadawałby się na nowego Spidermana, ten typ),a do tego boska Gina Torres w roli szefowej.

Polecamy, seria ma 12 odcinków i obejrzeliśmy na trzy raty, wciąga!

niedziela, 2 października 2011

Pierogarnia Pod Blaszanym Kotem


Dziś podczas wycieczki do Torunia zgłodnieliśmy, więc postanowiliśmy znaleźć jakieś fajne miejsce, gdzie nas nakarmią. Szukaliśmy na Rynku Staromiejskim. Najpierw weszliśmy do Pasta & Basta, gdzie spędziliśmy 2 minuty, ponieważ obok siedziało dziecko, które nas irytowało swoją paplaniną. Poza tym w lokalu było koszmarnie ciemno. Stamtąd poszliśmy do Sioux'a, gdzie udało nam się tylko na chwilę znaleźć miejsce wolne od dzieci. Nawet wybraliśmy dania (choć ceny trudno nazwać rozsądnymi), ale przez 5 minut od momentu zamknięcia karty żaden kelner się nami nie zainteresował, więc też wyszliśmy.

Mając nadzieję, że do trzech razy sztuka udaliśmy się do Pierogarni Pod Blaszanym Kotem, Rynek Staromiejski 8. Miejsce jest malutkie, w piwnicy, a wystrój bardzo prosty. Zwykłe drewniane stoły i krzesła. Jednak na każdym stole jest inny, kolorowy obrus, a główną ozdobę lokalu stanowią najróżniejsze figurki i malunki kotów. Specjalnością lokalu są pierogi, wybór jest bardzo duży, ceny bajeczne, a porcje ogromne. My skusiliśmy się dziś na pierogi z kaszanką i cebulką i okazało się to cudownym i smacznym połączeniem. Porcja 8 pierogów to calutki talerz pyszności, jest też opcja 12 sztuk. Wszystko jest bardzo ładnie podane, na stolikach panuje idealny porządek, pierogi są świeże i robione od ręki, a na swoje zamówienie czekaliśmy jakieś 10 minut. W całym lokalu mieści się około 25 osób, więc można liczyć na spokój i ciszę i zjeść obiad w kulturalnych warunkach. Bardzo zachęcamy do odwiedzenia tej Pierogarni, bo jest smacznie, tanio i miło. Strona internetowa tu.

niedziela, 18 września 2011

84. An Education

Lata 60-te, Londyn. 16-latka, Jenny, prowadzi życie stosowne do swojego wieku, choć nieprzystające do jej aspiracji. Chodzi do szkoły, przygotowuje się do egzaminów na studia, jest pilną uczennicą i gra w szkolnej orkiestrze. Rzeczywistość ją jednak nudzi. Jest bardzo bystra, wygadana i marzy o Oxfordzie. Jej rodzice to ludzie przewidywalni i porządni, zależy im tylko na tym, żeby córka była dobrze wyedukowana. Pewnego dnia Jenny poznaje sporo starszego od siebie mężczyzną i nagle, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, jej życie zamienia się w krainę czarów. David okazuje się być człowiekiem bywałym i światowym, natychmiast nawiązuje porozumienie z rodzicami Jenny i zabiera ją na koncerty, wystawy i wycieczki. Przestaje istnieć obowiązek powrotu do domu przed zmrokiem, zaczynają się kłamstwa, malutkie intrygi, Jenny skacze na główkę do nowego świata i jest oczarowana. Wiadomo, taka historia może się potoczyć albo bardzo źle, albo bardzo dobrze. Tutaj mamy upadek z wysokiej chmury i szybki kurs dojrzałości, bo oczywiście okazuje się, że żadna bajka nie może trwać wiecznie. David okazuje się być wilkiem w owczej skórze, Jenny mimo niewątpliwej inteligencji podejmuje masę głupich decyzji, jej rodzice tracą grunt pod nogami i w pewnym momencie wszyscy są bardzo nieszczęśliwi i zagubieni. Jednak tragedii na końcu nie ma, a może powinna być, ku przestrodze.

Obejrzałam ten film (długo czekał na dysku, chyba ponad rok), bo w zeszłym roku wszyscy piali górnym C z zachwytu nad nim i chciałam zwyczajnie zweryfikować. Ileż się naczytałam i nasłuchałam w recenzjach o "bajce o wchodzeniu w dorosłość" o "fenomenalnej historii". Zawiodłam się bardzo. Fakt, to jest bajka. Historie znajomości nieletnich panienek z dorosłymi facetami statystycznie kończą się dużo gorzej niż w tym filmie, choć jest większa akceptacja takich związków niż w pokazanych w filmie latach 60-tych. Moim zdaniem temat został potraktowany za lekko, a zakończenie mnie zabiło swoją głupotą. Warto jednak ten film obejrzeć, choćby ze względu na Carey Mulligan, której kariera nabiera tempa, a rozpędziła się na dobre właśnie po tym filmie.

82. The Veteran i 83. Page Eight

The Veteran i Page Eight to filmy brytyjskie, których akcja osadzona jest w Londynie, jednak na tym kończą się podobieństwa. Ciekawie jednak było je obejrzeć w krótkich odstępach czasu, bo pokazują dwie twarze tego miasta.

The Veteran to historia żołnierza, który wraca z misji do swojego obskurnego mieszkania w bardzo kiepskiej dzielnicy. Sytuacja tam jest nieciekawa – wojna gangów, niejasne sprawki, bieda, brak perspektyw. Główny bohater spędza czas na bezsensownym włóczeniu się i spotkaniach z kolegą z armii. W końcu ten nagrywa mu pracę u swojego brata i razem rozpoczynają akcję mającą na celu rozpracowanie gangu terrorystów i handlarzy narkotykami. Sytuacja się komplikuje, w grę zaczynają wchodzić duże pieniądze i wielkie emocje,a przyjaciele okazują się śmiertelnym zagrożeniem. Ogromnym plusem tego filmu jest jego klimat- widz cały czas czuje narastający niepokój, jest przytłoczony atmosferą panującą na ekranie. Toby Kebbel jest niesamowity, charyzmatyczny i doskonale wybrany do tej roli. Film jest ponury, brutalny i krwawy, a zakończenie po prostu dobija. Myślę, że jeżeli ktoś lubi Luther'a i Harry Brown'a, to ten film też powinien się podobać.

Page Eight pokazuje zupełnie inny świat – brytyjskie służby specjalne, panowie w garniturach bezszelestnie kroczący długimi korytarzami i szeptem wymieniający informacje. Pojawia się tajemnicza teczka z bardzo kompromitującymi dla premiera informacjami, odbywają się zebrania co w tej sprawie zrobić, ktoś umiera, ktoś musi uciekać. Przez większość filmu tak naprawdę nie do końca wiadomo o co chodzi, ale to jest plus. W głównych rolach świetni aktorzy – Bill Nighy, Michael Gambon i hipnotyzująca Rachel Weisz. Film został zrobiony dla BBC.


Te filmy są dość nietypowe i niekoniecznie silnie rozrywkowe, ale ciekawe i warto poświęcić im chwilę.

piątek, 9 września 2011

81. Take me home tonight


Take me home tonight jest lekki i przyjemny, na bezstresowy i wyluzowany wieczór. Jednak nie jest to kolejna głupia komedia (gdzieś tam nawet może romantyczna). Ten bardzo pozytywny, wesoły i zabawny film to hołd złożony cudownym latom 90-tym, szczególnie muzyce z tego okresu, choć jeśli chodzi o ciuchy i samochody - film też rządzi. Historia jest prosta - bardzo zdolny chłopak właśnie skończył studia, ale nie może znaleźć życiowej drogi, więc pracuje w wypożyczalni video, choć oczekiwania świata wobec niego są zdecydowanie większe. Pewnego dnia do sklepu przychodzi jego licealna miłość, którą całe życie bał się zaprosić na randkę. W końcu idą razem na szaloną imprezę z okazji zakończenia wakacji, gdzie wszystko staje na głowie. Główny bohater (gra go Topher Grace) ma zwariowaną siostrę bliźniaczkę (Anna Faris) i totalnie porąbanego przyjaciela, którzy dodają swoje cudowne trzy grosze do ekranowego szaleństwa. Na Take me home tonight można się popłakać ze śmiechu i trochę też z żalu - ach, lata 90', muzyka, te odjazdowe ciuchy... Polecamy film bardzo i z ręką na sercu, jest po prostu fajny!

Ścieżka dźwiękowa jest taaaaka:
1. Video Killed The Radio Star – The Buggles
2. The Fredricking – Matt & Tori
3. Hungry Like The Wolf – Duran Duran
4. Situation – Yaz
5. That’s What I’m Talking About – Kyle
6. Kickstart My Heart – Mötley Crüe
7. Barry’s Advice – Matt & Barry
8. Straight Outta Compton [Explicit] – N.W.A.
9. Bette Davis Eyes – Kim Carnes
10. Meeting Trish Anderson – Barry
11. Safety Dance – Men Without Hats
12. Rocket Surgeon – Wendy & Kyle
13. Come On Eileen – Dexys Midnight Runners
14. Oh Sherrie – That Loser That Always Shows Up At The Party With A Guitar
15. Everybody Have Fun Tonight – Wang Chung
16. Let My Love Open The Door – Pete Townshend
17. Can I Call You? – Matt & Tori
18. Live Is Life – Opus
19. Don’t You Want Me – Atomic Tom

Muzyka genialnie uzupełnia to, co się dzieje na ekranie. Hicior, trzeba obejrzeć!

sobota, 3 września 2011

80. Attack the block


Do bólu brytyjska komedia, której akcja rozgrywa się w nocy, na ponurym londyńskim blokowisku. Grupa osiedlowych gnojków najpierw okrada przypadkową kobietę, a później tłucze na śmierć stwora, który spada z nieba. Okazuje się, że ani jedno, ani drugie nie było szczególnie mądre, bo nagle chłopcy mają na karku i policję i całą rzeszę bardzo wściekłych "obcych". Film jest mega zabawny, choć absurdalny w sposób, który nie każdemu musi się podobać. Polecamy!!!

czwartek, 25 sierpnia 2011

12 x śmierć - Michał Pauli


Opowieść z Krainy Uśmiechu - Tajlandii, gdzie autor książki siedział 6 lat w więzieniu za ściągnięcie z Polski kilkunastu tabletek ecstasy. Okazuje się, że w Tajlandii jakikolwiek kontakt z narkotykami kończy się potwornymi wyrokami. Pauli dostał 12 wyroków śmierci, które wspaniałomyślnie zamieniono mu na jedno, stuletnie dożywocie. W tajlandzkim więzieniu spędził 6 lat,wyszedł cudownym zbiegiem okoliczności dzięki poparciu prezydentów i determinacji rodziny. Książka jest napisana bardzo prostym, mało porywającym językiem, ale sama historia jest interesująca. Do Tajlandii na wakacje raczej nie pojadę...

środa, 24 sierpnia 2011

79. Fast Five

Jest szybko, jest o samochodach i to jest piąta część:) Auta super, akcja wartka, ale jakoś nie zapada w pamięć. I trochę z prawami fizyki na bakier.

78. Bad teacher


Nauczanie to nie zawsze powołanie, chyba, że poparte dużym czekiem:) Świetna Diaz w doskonałej formie i Timberlake - wisienka na torcie, sierota skończona i nawet śpiewać tu nie umie. Identyfikuję się z metodami zawartymi w filmie;) Proszę zwrócić uwagę na Panią Wiewiórkę, każdy ma kogoś takiego w pracy:)

77. The Whistleblower

Mocny, smutny i porażający film. Policjantka z Nebraski- Kathy- skuszona dobrą ofertą finansową jedzie do Bośni chronić, pomagać, wspierać. Na miejscu okazuje się, że jej koledzy z misji nie mają tak jak ona szlachetnych zamiarów, a wolny czas spędzają w barach, gdzie "pracują" dziewczyny porywane ze swoich krajów i zmuszane do prostytucji. Policjanci - lokalni i przyjezdni są też bardzo obrotni i nie tylko korzystają z "uroków" takich barów, ale są bardzo mocno zaangażowani w proceder human trafficking. Kathy pracuje nas tą sprawą, a kiedy ma wystarczająco obciążających dowodów okazuje się, że ujawnienie ich jest wszystkim nie na rękę. Bo handel ludźmi to gruba kasa dla każdego, od szeregowego ochroniarza po wciśniętego w garnitur pana dyplomaty. Film na faktach. Dobijający, przerażający, bardzo zapadający w pamięć, szarpiący nerwy. Żadna tania sensacja, ale prawda podana w sposób odarty z efektów specjalnych, bez owijania w bawełnę. Dobre kino.

A Song of Ice and Fire - George R. R. Martin


Skończyłam czytać to, co jest dostępne. Świetna, wciągająca seria. Mnogość postaci, oszałamiająca ilość detali, niesamowite wydarzenia i wciągający sposób pisania Martina czynią z tych książek dzieła w swojej kategorii. Niestety, 6 część serii dopiero powstaje, trzeba więc będzie poczekać ze 3 lata. Na osłodę pozostaje serial HBO, którego 2-ga seria już w 2012.

poniedziałek, 22 sierpnia 2011

76. Sala samobójców

Film z założenia miał być ambitny i nowoczesny jednocześnie (widać wysiłki twórców w tym kierunku). Był straszny szał na punkcie tego, hehe, dzieła, trąbili w mediach, aktorzy skromnie spuszczając wzrok prawili jakież to niezwykłe przeżycie było uczestniczyć. Bla, bla, bla. Świetna sprawa dla zblazowanych 16-tek, które w dzisiejszych czasach i tak mają poprzewracane w dupach. Po obejrzeniu tego filmu na pewno poprzewracało im się jeszcze bardziej. Nie mam mocy by o tym pisać. Wizualnie jest ok, ale treściowo - Hello Kitty dla emo.

niedziela, 21 sierpnia 2011

75. Kung Fu Panda 2

Świetna powtórka z rozrywki. Wiadomo, nie ma się co czarować - bajki rządzą się swoimi prawami, tak więc zło przegrywa, dobro wygrywa (ale zanim wygra są problemy). Można spokojnie nie martwić się o happy end, bo wiadomo, że będzie. To, czym można się cieszyć w trakcie oglądania filmu to fantastyczne dialogi, zabawne sytuacje i doskonały dubbing. Wiele gwiazd użyczyło postaciom swoich głosów w Pandzie, ale to co uczynił Jack Black podkładając głos Po to majstersztyk. Godzina dwadzieścia totalnej wesołości plus duże ilości różnych zwierzątek z przewagą puszystych króliczków.

74. Pirates of the Caribbean: On Stranger Tides

Ta część Piratów zebrała różne recenzje, dość sporo z nich było mało pochlebnych. Nam film się podobał i to bardzo, w głównej mierze dlatego, że oglądaliśmy go w domu, a nie w kinie w 3D. Większość filmu jest ciemna lub bardzo ciemna, wiele scen rozgrywa się w nocy i jak sobie pomyślę, że do tego jeszcze okulary 3D to faktycznie - może w kinie nie było widać zbyt wiele. Johnny Depp pięknie trzyma formę, kapitan Jack Sparrow jest jak zwykle koncertowo zagrany. Pojawia się jednak postać będąca dla niego sporą konkurencją - kapitan Czarnobrody, brawurowo "zrobiony" przez Iana McShane. Dla ozdoby jest Penelope Cruz. Oczywiście standardowo jest przygoda, jest akcja, dużo scen na statkach i wiele pirackich żartów. Przepiękne są sceny z syrenami, zachwycające wręcz. Generalnie całość to bardzo dobra zabawa, film trzyma poziom.

środa, 17 sierpnia 2011

73. Push

Niby w tym filmie wszystko jest. Dobry pomysł, niezła historia, fajni aktorzy i ciekawe plenery. A w całości jakiś taki mętny i im bliżej końca, tym mniej logiki. Szkoda.

71. No strings attached; 72. Just go with it


Obejrzałam dla rozrywki dwa tak zwane chick flicks. W No Strings Attached gra Natalie Portman a partneruje jej Ashton Kutcher. Historia jest mega toporna i naciągana, dialogi beznadziejne i jedyne co można na tym filmie zrobić dobrego to wyłączyć głos i od czasu do czasu rzucać okiem na ekran, bo aktorzy są ładni do oglądania. Na fabule nie ma się co koncentrować, bo nie istnieje. Oczywiście byle co kończy się szczęśliwie, taki gatunek.
Just Go With It w stu procentach wpisuje się w nurt komedii romantycznych. Chociaż nie lubię Adama Sandlera, to tu jest nawet zabawny, Jennifer Aniston jest śliczna, a i historia dość ciekawa. W sumie każdy aktor w tym filmie ma swoje bardzo dobre momenty, a film nie jest nudny. Nałogowy kobieciarz prosi koleżankę z pracy i jej dzieci żeby poudawali jego rodzinę, bo dzięki temu on poderwie fajną laskę. Oczywiście wynika z tego milion komplikacji, ale zabawnych. Dzieciaki grają jak z nut, a to co na ekranie wyprawia przyjaciel głównego bohatera rozbawi nawet największego smutasa. I jest happy end.
Reasumując - pierwszy nie warto, drugi to miła, nieskomplikowana rozrywka.

niedziela, 14 sierpnia 2011

70. The Infidel

Mahmud, brytyjski muzułmanin, któregoś dnia dowiaduje się, że jest adoptowany. Jego adopcyjni rodzice nie żyją, a biologiczni byli... żydami. Mahmud ma niezły zgryz w związku z tą sytuacją, tym bardziej, że jego syn chce się ożenić z pasierbicą znanego muzułmańskiego ekstremisty. Jednak zanim młoda para dostanie jego błogosławieństwo - Mahmud i jego rodzina muszą udowodnić swoją pobożność :) Film jest przezabawny, momentami trochę refleksyjny, jednak generalnie to świetna komedia. Angielskie poczucie humoru plus sprawy religijne składają się na fajną całość, polecamy!

środa, 10 sierpnia 2011

69. Senna


Formuła 1 nie zagościła w naszym życiu wraz z Robertem Kubicą, tylko dużo, dużo wcześniej. Kiedy zobaczyliśmy w Top Gear, że powstał film dokumentalny o legendzie tego sportu - czekaliśmy z niecierpliwością, aż dostanie się w nasze ręce. Clarkson reklamował go z drżeniem głosu i łzą w oku i coś w tym jest. Jeśli jest się fanem (Hedonista),albo chociaż bardzo się lubi F1 (Hedonistka) to trzeba ten film obejrzeć.
Miałam 12 lat gdy Senna zmarł na torze. To był koniec pewnej ery, później zaczęła się era Schumachera, zupełnie inna jazda, technika poszła do przodu w tempie, które nie śniło się filozofom. Senna rozpoczął karierę w latach 80-tych, gdzie do pewnego momentu wszyscy mieli jednakowo pokraczne samochody i dokonywał w tej puszce sardynek po prostu cudów. W jednym wyścigu potrafił przeskoczyć więcej niż 10 miejsc, zdobywał wszystkie wymarzone tytuły, był złotym dzieckiem F1. Film pokazuje jego błyskotliwą karierę i często towarzyszące jej kontrowersje, jak choćby wieloletni konflikt z Alainem Prostem - nie tylko na polu sportowym. Możemy zobaczyć też Sennę prywatnie - był dumnym Brazylijczykiem, głęboko wierzącym, ambitnym, skoncentrowanym na sukcesie, ale i wdzięcznym za to, co przyniosło mu życie; chciał się dzielić z innymi, a Brazylia obsesyjnie go kochała.
Imponująca jest ilość zgromadzonych oryginalnych nagrań - nie ma współczesnych "dokrętek", są jedynie głosy zza kadru komentujące obrazy sprzed 20 lat, ludzi, którzy w F1 pracują do dziś. Jedynym mankamentem tego dzieła jest to, że pomija niemal całkowicie milczeniem fakt, że każdy geniusz to także trochę szaleniec. Senna powodował hurtowe ilości stłuczek i wypadków na torze. Nie odpuszczał na milimetr, gdy znalazł jakąś lukę jechał w nią nie patrząc na to, co dzieje się obok.
Jednak wszystko to, co można zobaczyć na ekranie składa się na porywającą całość, studium geniuszu, wielki hołd dla sportowca nie z tej ziemi. Teraz F1 jest gdzie indziej, to są zupełnie inne czasy, jednak Senna na zawsze pozostanie w tym sporcie kimś wyjątkowym.

68. Skrzydlate świnie


Film zrobił taką furorę, że i my w końcu się skusiliśmy. Historia dotyczy grupy kiboli z małego miasteczka - jest to piękne studium ludzkiej głupoty, kibolskiej w szczególności. Film nie odpowiada na pytanie "dlaczego kibicuję, biorę udział w bójkach, wyrywam sztachety na stadionie?" jednak świetnie portretuje ślepe poddaństwo jakiejś idei, którą kiedyś ktoś zarzucił, owce za tym poszły,a teraz nie honor się wycofać. Kilkoro bohaterów jest na pierwszym planie - bracia - młodszy i głupszy i starszy - Oskar, który ma ochotę wyrwać się z małomiesteczkowego syfku, jednak nie do końca daje radę. Jest też jedna kibolka - Basia i zupełnie niekibolska Alina, która ma z Oskarem dziecko i jak się okazuje nie jest to łatwa sprawa, mieć dziecko z kibolem. Film jest świetny do ostatnich pięciu minut kiedy to Oskar totalnie mięknie, zalewa go fala uczuć rodzicielskich i rodzinnych i jest taki happy end, że aż mdli. Jednak minus końcówka to naprawdę kawałek niezłego kina.

poniedziałek, 8 sierpnia 2011

67. Captain America : The First Avenger

Bardzo fajna, rzetelna komiksowa adaptacja nosząca wszelkie znamiona hitu. Mamy akcję "od zera do bohatera", doskonałe efekty specjalne - jednak tak umiejętnie wygenerowane, że budzą emocje, a nie tylko zachwyty nad rozwojem techniki. Oprócz zwalającego z nóg - siłą i intelektem - Kapitana Ameryki ( w tej roli Chris Evans) dla równowagi mamy złego bohatera - Red Skull ( Hugo Weaving), który chce panować nad światem i jest paskudnie straszny (ujmujące w temacie złego bohatera jest to, że aktor czasami gra własną twarzą, a częściej ucharakteryzowaną czerwoną czachą; zapewne musiał siedzieć pięć godzin zanim go pomalowali, ale efekt jest super, o wiele lepszy niż komputerowa maska). Jest też kobieta - z brytyjskim akcentem, cała masa odważnych żołnierzy, no i planeta do uratowania. My bardzo lubimy adaptacje komiksów i oczekujemy po nich świetnej zabawy - to właśnie dostaliśmy.I happy end, miły bonus. Jedyny mankament to 3D, zupełnie zbędne.

niedziela, 7 sierpnia 2011

Ciekawe piwa w Tesco!


Ostatnio przy okazji zakupów w Tesco zostaliśmy bardzo mile zaskoczeni przez dział piwny. Okazało się, że sieć uległa modzie na piwa regionalne i niecodzienne i teraz jest naprawdę w czym wybrać. Można spróbować czegoś nowego i ciekawego. Moda ta – choć dla nas przyjemna – jest zapewne chwilowa, więc trzeba korzystać póki Tesco ma w swojej ofercie coś więcej niż standardowe, podobne do siebie, nudne komercyjne piwa.

Jedyne czego można się czepiać w tej całej imprezie, to niestety ceny. Wszystkie opisane piwa kosztują w okolicach 4 złotych, przez co są niekonkurencyjne wobec zalewu piw popularnych w tych samych cenach. Stąd właśnie nasza obawa, że ich sława i chwała nie potrwa długo... W pierwszej transzy zakupiliśmy więc pięć sztuk, każdy wypił swoje i oto wrażenia:


Hedonista:

Z piw „regionalnych” jakie udało mi się kupić w Tesco próbowałem:

Zawiercie Bursztynowe z Browaru na Jurze. Kolor - jak nazwa wskazuje- bursztynowy. Piana gęsta i trwała, oblepia szkło. Z obfitością gorzej ale jest to bitter więc absolutnie nie przeszkadza.W zapachu dominuje chmiel, karmel i nuty ejlowe - czuć że to górna fermentacja, tak rzadko u nas spotykana. W smaku dominuje chmiel plus trochę karmel i słód. Nagazowanie małe, ale idealnie pasuje do tego stylu.

Jasne Pełne z Browaru na Jurze. Kolor słomkowy bardzo jasny, pasuje do pilznerka. Piana słaba szybko opada, ale jej resztki zostają do końca spożywania. Zapach bardzo miły, słodowo - chmielowy. Smaczne orzeźwiające piwo, trochę może zbyt mało słodowe i w dodatku mocno chmielowy. Bąbelki są i długo się utrzymują. Polecam.

Trzecie piwo to Kujawiak tylko nie z Kujaw - bo browar w Bydgoszczy nie żyje- a z Warki. Moda na piwa regionalne zrobiła swoje i Grupa Żywiec postanowiła wskrzesić to regionalne piwo. Kolor bladziutki, cytrynowy. Piana szybko opada i nic po niej nie zostaje. Zapach delikatnie słodowy, przyjemny. Smak słodowy z charakterystyczną dla Grupy Żywiec chmielowością, nic specjalnego. Nagazowanie jak to w koncerniaku wysokie. Raz na jakiś czas można wypić.


Hedonistka:

Beershake to produkt łotewski, z 2,9% zawartością alkoholu. Smak: żurawinowo – limonkowy. Jest to tak zwany radler, czyli miks lemoniady z piwem. Bardzo orzeźwiające, lekkie, smaczne, idealne na upalne lato. Puszka jest ascetyczna, ale i estetyczna, widać ją wyraźnie na półce w sklepie. Apeluję o nieporównywanie tego typu trunków do Redds'a, który jest wstrętny i naładowany chemią. Beershake jest dobrze skomponowany smakowo, a niska zawartość alkoholu jest jego zaletą – podnosi na duchu, zamiast zwalać z nóg.

Slow Lime z kolei to piwo nieco mocniejsze – 4,2 % zawartości alkoholu. To zdecydowanie piwo z nutą limonkową, a nie limonka z nutą piwną, choć też delikatne i orzeźwiające. Umiejętnie łączy piwną gorycz (niedużą) ze smakiem i aromatem limonki właśnie. Butelka mnie jakoś szczególnie nie zachwyca, tak samo etykieta – nieco mdła. Sam napój jest ok.


Polecamy wizytę w Tesco i zachęcamy do testowania!

66. Super 8

Super 8 jest zachwycającym filmem, świeżym, ciekawym. Czerpie z najlepszych wzorców - jeśli ktoś oglądał jako dziecko E.T. albo Goonies, to nie ma mowy, żeby mu się nie podobało. Głównymi bohaterami są dzieciaki - kumple i dziewczynka którzy lubią wspólnie spędzać czas i kręcić amatorskie filmy. Któregoś dnia jednak są świadkiem niezwykłego wydarzenia i właściwie od tego momentu akcja zaczyna się na całego. Akcja dzieje się w USA w latach 80-tych. Dzieciaki grają tak, że klękajcie narody, choć filmem dla dzieci bym tej produkcji nie nazywała. W tym filmie jest wszystko, czego szukałam od dawna i nie mogłam znaleźć - dobry scenariusz, mocna gra aktorska, emocje, poczucie humoru, nienachalne efekty specjalne, brak dłużyzn i logika w tym, co dzieje się na ekranie. Można się na tym filmie pobać, pośmiać, może się zakręcić łezka w oku. Na dwie godziny znowu byłam małą dziewczynką śledzącą z zapartym tchem przygody dzielnych bohaterów. Naprawdę warto.

sobota, 30 lipca 2011

65. Blitz

Świetny, mroczny film. Akcja dzieje się we współczesnym Londynie - świr zaczyna zabijać policjantów, a siły policyjne usiłują się dowiedzieć kto to i dlaczego to robi. W roli policyjnego twardziela - Jason Statham (na jego twarzy można ciosać kostki lodu, a jak coś powie, to strach się bać; ale tak serio to jedna z jego lepszych ról), w roli maniakalnego zabójcy - Aidan Gillen
(który gra Littlefinger'a w Game of Thrones). Gillen jest powalający po prostu, jak się uśmiecha, to człowiek ma ochotę schować się pod łóżko i na wszelki wypadek nie wychodzić stamtąd przez tydzień.
Film jest wyraźnie europejski - widać to w sposobie filmowania, słychać w dialogach. Da się też wyczuć inspirację serialem Luther, jednak jak najbardziej pozytywną. Polecamy bardzo, naprawdę kawałek niezłego kina, trzyma w napięciu.

piątek, 29 lipca 2011

Czeskie żarcie - błyskawiczny przewodnik.


Nasz niedawny urlop w Pradze i Pilznie odbyliśmy pod hasłem „czeskie żarcie i czeskie piwo”. Praskie zabytki są nam znane, nie potrzebowaliśmy więc wiele czasu żeby odświeżyć sobie pamięć w tym zakresie. Z wielkim natomiast zapałem przystąpiliśmy do zwiedzania różnych miejsc serwujących jedzenie. Piwo do tego jedzenia było obowiązkowe, jakoś nie widać w czeskich lokalach zbyt wielu osób popijających soczek do obiadu. Głównie zapewne dlatego, że czeskie żarcie idealnie wręcz komponuje się z tym trunkiem.

Obowiązkową propozycją każdej restauracji jest ciemny gulasz z knedlami. Dostaje się wielki talerz pełen sosu w którym pływają dwa kawałki mięska i leżą sobie knedle. Nie wygląda na syte, ale jest – bardzo- i ta prawda dotyczy absolutnie wszystkiego, co w Czechach jedliśmy. Małe, a cieszy. A jak się piwkiem zaleje, to cieszy podwójnie.

Czeski gulasz niejedno ma imię. Jedną z jego odmian jest wersja na słodko – w jaśniejszym sosie śmietanowym, udekorowany odrobiną bitej śmietany i żurawiną. Smakuje zaskakująco dobrze jak na takie karkołomne połączenie.

W przeciwieństwie do polskich restauracji, które serwują setki potraw – restauracje czeskie mieszczą swoje menu na jednej stronie A4. Jeśli zaś chodzi o zupy serwują raczej dwie – gulaszową (często w chlebie) i cebulową. Bardzo syte, dobrze przyprawione, parujące.

Czesi mają też fantastyczne piwne przekąski – marynowane kiełbaski o wdzięcznym pseudo „utopenec” i marynowany ser. Do tego cebulka lub zielona papryczka o słodko-pikantnym smaku. Przepyszności.

Jeśli ktoś chce w Pradze zjeść coś nieczeskiego to... nie jest tak bardzo prosto. Można zjeść angielskie śniadanie (w angielskim lokalu) jednak generalnie Czesi lubią to co podają, umieją to podawać i nie widać na praskich ulicach kebabów, frytek i innych wstrętnych budek z jedzeniem. Jedyny m miejscem w turystycznej części Pragi, gdzie jedzeniowe stoiska faktycznie stoją jest Plac Wacława – festiwal czeskiego fast foodu (kebabu nadal brak). Tam można za grosiki wtrząchnąć parka w rohliku lub tłusty specjał – smażony ser.

Polecamy Pragę jako świetne miejsce do pojedzenia i popicia. Zwiedzać też jest co:)


64. Your highness


W Pradze natknęliśmy się na plakat reklamujący ten film, z uroczym hasłem "Czary. Mary. Fuck." Trudno o lepszą charakterystykę:) Film z serii "tak głupie, że aż śmieszne", wszystko jest w nim przesadzone, napompowane, a postacie do bólu kiczowate. Scenariusz nie należy do wyszukanych - jest brat - rycerz i brat - zakała rodu. Temu pierwszemu zły czarownik sprząta narzeczoną sprzed ołtarza, więc bracia udają się na wyprawę celem odbicia wybranki serca. Po drodze mają przygody oczywiście i dokonuje się ich wewnętrzna przemiana, a wszystko kończy się doskonale. Jest parę chamskich żarcików, ale można je przeżyć. Za to plenery są niesamowicie piękne, muzyka monumentalna. Trochę pastisz filmów o rycerzach, można się pośmiać.

niedziela, 24 lipca 2011

63. Easy A

Amerykańska komedia o nastolatkach - to nie brzmi dobrze. Ale jest naprawdę fajne, a dużo w tym zasługi odtwórczyni głównej roli - Emmy Stone. Gra ona Olive- dziewczynę, której nudne nastoletnie życie nabiera rozpędu dzięki plotce, która - jak to plotka - szybko rozchodzi się po całej szkole przysparzając jej adoratorów i oczywiście wrogów. Im dalej w las tym z plotką jest coraz bardziej niewygodnie i coraz mniej zabawnie, ale Olive wychodzi z opresji z właściwym sobie urokiem. Fajna jest muzyka w tym filmie, fajne są dialogi, a moimi ulubionymi scenami są te w domu Olive, gdy rozmawia ze swoimi zakręconymi rodzicami i bratem. Fajna energia bije od tego filmu choć jest typową letnią produkcją. Ma jednak w sobie to "coś" dzięki czemu błyszczy na tle idiotycznych amerykańskich stworów.

piątek, 22 lipca 2011

62. Rango

Rango jest kameleonem z aspiracjami aktorskimi, który w wyniku nieszczęśliwego zbiegu okoliczności przybywa do miasteczka pełnego nieprzyjaźnie nastawionych zwierząt i .... podbija ich serca nieodpartym swym urokiem. Miasteczko jednak ma spory problem, a Rango musi go rozwiązać, ogniem, mieczem, sprytem i inteligencją. Bajka dla dorosłych, zabójcza po prostu, świetne dialogi, genialna narracja, niesamowite poczucie humoru i akcja wartka jak w najlepszym filmie sensacyjnym. W głosowej roli Rango - Johnny Depp, czapki z głów.

sobota, 16 lipca 2011

61. The Lincoln Lawyer

Film z serii "rozgrywka na sali sądowej", niezwykle pasjonujący, zaskakujący, trzyma w napięciu do ostatniej chwili. Główną postacią jest obrońca, którego gra Matthew McConaughey (w końcu w porządnym filmie pokazuje, że potrafi grać; ostatnio pojawiał się z firmowym uśmiechem tylko w komediach romantycznych). Trafia mu się dość typowy przypadek - dziewczyna o wątpliwej reputacji zgłasza pobicie i gwałt, oskarża o to wszystko grzecznego faceta z dobrego domu z kasą. Właściwie wszystkie karty rozdane i wszystko wiadomo, ale jak się okazuje... wcale nie. Większość akcji dzieje się na sali sądowej, nieco poza nią, film jest dobrze sfilmowany, dobrze zagrany (poza Matthew także Marisa Tomei i Ryan Phillippe); nie rozprasza widza zbędnymi detalami i zbaczaniem z tematu, dialogi są dobre, nie można się nudzić. Super!

czwartek, 14 lipca 2011

60. Source code

Ciekawy film, zaskakujący, trzyma w napięciu i dobrze się go ogląda. Jake Gyllenhaal gra żołnierza który dzięki wyjątkowej technologii zostaje wysłany na niecodzienną misję. Ma możliwość stania się kimś innym na ostatnie minut życia tej osoby. Człowiek, którego ciało "pożycza" jedzie właśnie z przyjaciółką pociągiem, który za osiem minut wybuchnie. Misja polega na odnalezieniu bomby i zamachowca, który szykuje następne ataki. Ośmiominutowych podróży jest kilkanaście, za każdym razem dzieją się w ich trakcie inne rzeczy. Mamy czas rzeczywisty i czas w kompletnie innym wymiarze. Zakończenie jest inne niż można by się było spodziewać. Warto poświęcić półtorej godziny, fajny film.

59. Weekend

Jak to polska komedia, momentami zabawna, ale tak w całości to chyba niekoniecznie. Oczywiście znane wątki: policjanci, złodzieje, geje i piękne kobiety. Reżyserowane przez Cezarego Pazurę. Szału nie ma.

58. Largo Winch 2


Dawno oglądana część pierwsza z perspektywy czasu wydaje się jakaś lepsza niż ta druga. W części pierwszej była akcja, a tu jest ... dziwnie. Jakaś kobieta, jakiś dziwny wątek ojcowski. Niespecjalnie udana produkcja. A do tego strasznie stara Sharon Stone i na deser Weronisia Rosati, która pojawia się w trzech pierwszych minutach filmu, nie wiadomo po co.

wtorek, 28 czerwca 2011

The Borgias

Skończyliśmy oglądać pierwszy sezon serialu The Borgias i bardzo nam się spodobał. Rodzina Borgiów i ich perypetie to doskonały materiał na scenariusz, a do tego stacja Showtime nie żałowała pieniędzy na kostiumy i dekoracje. Świetnie dobrano też aktorów.

W roli głowy rodziny – Rodrigo Borgia, który zostaje papieżem Aleksandrem VI – sam Jeremy Irons, niezwykle przekonywująco odgrywający rolę głowy kościoła (a przy okazji taktyka, dyplomaty, kombinatora, gotowego przehandlować własne dzieci za zaszczyty). Pozostali członkowie zacnego klanu to też niezłe ziółka – dwaj synowie papieża (kardynał skrytobójca i dowódca wojsk- dziwkarz), słodka córka – Lukrecja i papieska konkubina – Julia Farnese.

Na najwyższe pochwały zasługują dekoracje i stroje, wszystko jest misternie zaplanowane, ujęcia przepiękne, suknie zapierające dech, nawet sutanny robią wrażenie precyzją wykonania. Miłe dla oka są także aktorki o niezwykłej urodzie – i tu po raz kolejny pochwała należy się osobie od castingu. Ostatnio dobieranie aktorów wychodzi w serialach niż w filmach...

Podsumowując: The Borgias to trochę Gry o tron, tyle że w kościele. Tam trzeba sypnąć złotem, tu się uśmiechnąć, dobrze wydać córkę za mąż i już można spokojniej siedzieć na najwyższym kościelnym stołku. Poza tym trup ściele się gęsto, intrygi miłosno – polityczne kwitną, a papież siedzi na niebieskim tronie i łaskawie pozwala całować się w rękę.

Warto obejrzeć!

sobota, 25 czerwca 2011

Game of thrones


HBO ma talent do tworzenia wybitnych seriali. I choć słowo „serial” nie zawsze kojarzy się dobrze, to „Gra o tron” jest dziełem sztuki i naprawdę warto poświęcić dziesięć godzin, żeby je obejrzeć.

Dzieło filmowe oparte jest na książce, którą napisał George R.R. Martin. Pierwszy sezon serialu ekranizuje pierwszy tom Sagi Lodu i Ognia. Oczywiście można dyskutować nad wiernością ekranizacji, jednak jak dla nas jest świetna. Jest rzeczą naturalną, że pewne wątki są traktowane pobieżnie, lub też momentami reżyser stosuje skrót myślowy, jednak detale, atmosfera, a przede wszystkim aktorzy są doskonali. Niewątpliwym plusem jest to, że nad całością czuwa autor książki, i to naprawdę widać. Być może dla osoby, która nie czytała powieści fabuła jest zbyt zawiła, ale naprawdę można się wciągnąć.

Cała saga opowiada o tym, co sugeruje tytuł. Gry o tron toczą się bez przerwy, na różne sposoby, ogniem, mieczem, podstępem, intrygą. W pierwszej części serialu poznajemy tak naprawdę wszystkich głównych bohaterów, łączące ich relacje. Zaprezentowane są domy, walczące o tron, ze szczególnym uwielbieniem dla symboli, flag i haseł (każdy wielki ród ma swoje). Plenery nagrywane były głównie w Irlandii Północnej i Szkocji,więc mamy piękne ujęcia, ponure zamki i dojmujące zimno. Część akcji toczy się też w ciepłych rejonach, jak Maroko (tzn. tam kręcono sceny).

Grupa aktorów to osoby znane i popularne (chyba najbardziej znanym z nich jest Sean Bean), ale też młodzi ludzie, nie mający zbyt wielkiego aktorskiego dorobku. Casting został jednak przeprowadzony w sposób niezwykle przemyślany i aktorzy idealnie odpowiadają temu, co opisuje książka.

Fabuła jest bardzo rozbudowana, zaskakująca, pełna zwrotów akcji. Całości dopełnia piękna muzyka, a wizualizacja tego, co napisał Martin jest mistrzowska. Polecamy i czekamy na drugi sezon.