niedziela, 21 listopada 2010

137. I love you Phillip Morris


Świetny film. Czasami zgrzytałam zębami, bo głównymi bohaterami jest para gejów, z całą gamą mniej lub bardziej znośnych gejowskich zachowań, a ja nie jestem tolerancyjna. Jednak historia jest świetna, na dodatek oparta na faktach - jednak to prawda, że życie pisze najlepsze scenariusze. Zaczyna się niewinnie - jest sobie Steve, który prowadzi zwykłe życie,aż przytrafia mu się wypadek samochodowy i od tego momentu postanawia żyć zgodnie ze swoją własną wizją (czyli być gejem pełną gębą, pławić się w luksusie i miło spędzać czas). Jednak na luksusy trzeba kasy, więc Steve zaczyna kombinować, oszukiwać,a to się nie może dobrze skończyć. Chyba, że jednak tak. W wiezieniu poznaje miłość swojego życia - tytułowego Philippa. Dalej ich historia toczy się burzliwie, schodzą się i rozchodzą, a przekręty Steve'a stają się coraz bardziej wyszukane i wielomilionowe. Na końcu nie ma happy endu, a film ten to komediodramat, naprawdę wart obejrzenia, choćby ze względu na to, że jak się już myśli, że się wie, co będzie dalej to następuje jakiś totalnie niesamowity zwrot akcji. Świetne role zagrali Jim Carrey i Ewan McGregor; generalnie mam alergię na Carrey'a, ale tu spisał się świetnie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz