poniedziałek, 27 grudnia 2010

Stephen Clarke i jego książki o Francji


Stephen Clarke jest Anglikiem, który napisał serię zabawnych książek o Francji i Francuzach, z których polecam absolutnie każdą. Bohatera swoich dzieł - Paul'a najpierw rzucił do francuskiej korporacji, później związał z Francuzką (niejedną),a w końcu wysłał w podróż do Ameryki w międzynarodowym towarzystwie. Każda z opowieści Clarke'a to humorystyczne spojrzenie na francuski styl życia, bycia i jedzenia, ale i ciekawa lekcja kultury. Warto przeczytać, ja cztery razy świetnie się bawiłam.

sobota, 25 grudnia 2010

146. The Sorcerer's Apprentice



Fajna bajka, naszpikowana efektami specjalnymi bardzo miłymi dla oka. Lubię Nicolasa Cage'a w każdej roli, może być i czarnoksiężnik. Polecam na dwugodzinny relaks nie wymagający szczególnego myślenia.

145. Eat pray love

Zaskakująco fajny film. Piękne obrazki, świetnie nakręcony, a i historia - wbrew temu czego się spodziewałam- mało ckliwa. Film, tak jak książka (której jeszcze nie czytałam) podzielony jest na trzy miejsca- Włochy, Indie i Indonezję. Mnie osobiście najbardziej podobała się część włoska - nakręcona niesamowicie apetycznie, afirmująca życie, pełna słońca i pysznego jedzenia. Pozostałe dwie też są niezłe i oczywiście niezwykle istotne dla głównej bohaterki. Ostatnia część filmu pięknie pokazuje Bali. Julia Roberts jest w tym filmie w ogóle do siebie niepodobna, na luzie, zrelaksowana i uśmiechnięta, aż chce się na nią patrzeć. Ogromny plus za piękne widoki, i za to, że do roli miłości życia Julii Roberts wybrano nie oczywistego pięknisia, tylko właśnie uroczego brzydala - Javiera Bardem. Film jest długi, ale wciąga i zostawia miłe wspomnienia.

niedziela, 19 grudnia 2010

144. The back-up plan


Jennifer Lopez wygląda rewelacyjnie, dołożyli jej fajnego partnera, przewidywalny scenariusz i jedziemy. Historia jest nieprawdopodobnie dla mnie niezrozumiała. Kobieta nie może znaleźć księcia na białym koniu, ale zegarek zaczyna jej tykać, więc decyduje się na inseminację, która błyskawicznie przynosi efekty. W międzyczasie poznaje genialnego faceta w którym zakochuje się z wzajemnością. Wyznaje mu prawdę o ciąży, a on mimo wszystko z nią zostaje i decyduje się wychowywać wspólnie bliźnięta - jak się okazuje. Oczywiście po drodze jest parę kłótni, trochę problemów i nawet krótkie rozstanie, ale kończy się cudownie. Niedobrze mi po tym filmie. Pomijając niezaprzeczalną chemię między aktorami, to reszta mnie osłabiła, plus sceny porodu w wodzie, jak dla mnie za dużo, słabo mi.

143. Despicable me


Świetna animacja, właściwie świetna do 3/4 trwania, bo później już jest smętnie i przewidywalnie. Głównym bohaterem jest złoczyńca Gru, który ma na koncie niezwykle spektakularne kradzieże. Jednak Gru coraz młodszy się nie robi, pojawia się ktoś inny, lepszy od niego a Gru nie jest gotowy do przejścia na emeryturę. Żeby przetrwać w biznesie postanawia ukraść Księżyc i raz na zawsze zapisać się w historii. Na swoich usługach ma armię prześmiesznych żółtych stworków,a jego dom to istna twierdza high-tech. Ma też absolutnie genialnego psa. Po drodze adoptuje trzy małe dziewczynki, dla których oczywiście na koniec staje się najlepszym tatusiem. To jest wątek familijny, a gdy się go pominie dostaje się masę świetnych dowcipów i ciętych ripost. Polecam, mimo poprawności politycznej i pochwały rodzicielstwa jako jedynej sensownej rzeczy do osiągnięcia w życiu.

niedziela, 12 grudnia 2010

142. Legend of the Guardians: The Owls of Ga'Hoole

Przeuroczy film animowany, przepiękne ujęcia, i jak na produkt dla dzieci (bo takie pewnie było przeznaczenie) ciekawa historia. Naturalnie, dobro walczy ze złem, ale co interesujące - bohaterami tej opowiastki są sowy. Różne: małe, duże, ładne, brzydkie, o psychice nieskomplikowanej i zwichrowanej. Całość jest po prostu śliczna, a jest parę takich scen, że zapiera dech. Technika na najwyższym poziomie, fantastyczne głosy w dubbingu (w oryginale, nie oglądałam polskiej wersji i nigdy sobie tego nie zrobię), warto obejrzeć. My długo czekaliśmy na oryginalną wersję, ale opłaciło się. Polecamy. Jest happy end:)

wtorek, 7 grudnia 2010

Lwiwska Piwowarnia, Lwiwske Porter

Bałtycki Porter z kraju, który nie ma dostępu do morza Bałtyckiego :) Piana słaba, ale fragmenty utrzymują się do końca. Barwa wiśniowa, bardzo ładna pod światło. Nagazowanie średnie, a właściwie małe. Mi nie przeszkadza. Smak jest fantastyczny: na początku goryczka łączy się z nutami słodowo-karmelowymi, aby przejść w smak wina z domieszką kawy. Mały smakowy minusik to lekko wyczuwalny posmak alkoholu. Opakowanie gustowne, złoto-czarna stylistyka daje nam znać że to będzie smaczny porter. Polecam.

Witnica, Porter

Znowu Porter Bałtycki, tym razem polski z browaru w Witnicy. Barwa ciemno wiśniowa, aż wpadająca w brąz. Pianka niezbyt bogata, ale gęsta. Gaz w sam raz:) Zapach intensywny, karmelowy. W smaku czuć goryczkę, a później paloną kawę. Bardzo ładnie schowany jest posmak alkoholu, który był dla mnie mało wyczuwalny. Opakowanie mocno średnie. Kolor etykiety sugeruje ciemne piwo, ale sama grafika mi się nie podoba. Kolejne piwo, które można spożyć w zimowe wieczory :)

niedziela, 5 grudnia 2010

Porteris, Utenos

I kolejne "ciemne" piwo. Porter Bałtycki z Litewskiego browaru Utenos. Kolor pod światło ciemnej czereśni. Piana kremowa bardzo szybko opadająca pozostawiająca mizerne resztki. Zapach karmelowo-słodowy, ale mało wyraźny. Smak bardzo palony z silnie wyczuwalnymi winnymi nutami, bardzo się zawiodłem. Wysycenie małe, ale ujdzie. Opakowanie gustowne. Ciemna etykieta i napisy sugerują gatunek piwa. Znowu bez szału. Zostaje mi Żywiecki Porter ?

Belfast Jabłonowo

Idzie zima - pijemy ciężkie piwa, Stouty i Portery. Jedynym z pierwszych tej jesienio-zimy będzie Stout w stylu irlandzkim z polskiego browaru "Jabłonowo". Kolor ciemny rubin (zdjęcie nie jest pod światło, więc wygląda na czarny). Piana beżowa, kremowa, niestety opadająca po chwili. Zapach słodki, kawowo-karmelowy. Zapowiadający ciekawą smakową podróż. Smak: pierwsze uderzenie to karmel i palona kawa, która przechodzi w goryczkę i na końcu niestety w kwasek. Spowodowane jest to zapewne witaminą C stosowaną, jako przeciwutleniacz. Nasycenie CO2 bez szału, ale pasuje do piwa. Opakowanie jak na obrazku estetyczne, sugerujące irlandzkie pochodzenie czterolistną koniczynką. Taki sobie Stout.

sobota, 4 grudnia 2010

141. Percy Jackson & the Olympians: The Lightinig Thief


Świetny film, z gatunku absolutnie "dla młodzieży", ale warto obejrzeć. Mitologia podana w nowoczesny sposób, przyjemna historia, masa różnych miejsc akcji i fajni aktorzy. W sam raz na leniwą sobotę.